Jako, że dnia poprzedniego Heidi i Jeanne pełne entuzjazmu opowiadały nam o atrakcjach swojego miasta, wyjścia nie było,musieliśmy zewrzeć szeregi i być już o 7 rano na nogach by o 8 z minutami znaleźć się w centrum Christchurch i udać się na 8 godzinne zwiedzanie.
Nie zrozumcie nas źle, ale kiedy mamy okazję powylegiwać się w łóżku i spędzić dzień na nie robieniu niczego, to ostatnie na co mamy ochotę , to łażenie po mieście z tłumem turystów. Zwłaszcza, że miasto nie zasługuje według nas na szczególną uwagę.
Jest bardzo brytyjskie i niczego się tu nie znajdzie, czego nie ma w każdym innym mieście. Poszliśmy do muzeum- bezpłatne wejście- gdzie najbardziej nam się podobał dom z muszlami. Sprawa jest skomplikowana. Otóż było sobie małżeństwo, które mieszkało w Bluff i pewnego dnia postanowili cały dom udekorować muszlami. Każda z muszli była odpowiednio szlifowana. Potem muszli zaczęli używać do ozdabiania wszystkiego co popadnie. A następnie postanowili otworzyć dom dla zwiedzających z całego świata. I tak stali się swoistym symbolem Nowej Zelandii, tak samo rozpoznawalnym jak kiwi- o tym się dopiero tam dowiedzieliśmy. Oboje zmarli 10 lat temu, a ich syn przekazał dom do dyspozycji muzeum.
Dom z muszlami polecamy. Poszliśmy też do katedry, gdzie jest sugerowana dotacja o wartości $5, ponieważ podobno utrzymanie kościoła dla zwiedzających kosztuje $3,5 tys. dziennie....
Bardzo nas ciekawi ile w takim razie kosztuje dzienne utrzymanie kościoła Mariackiego. Prosimy o informacje.
Łażąc po mieście napotykaliśmy się na występy związane z odbywającym się właśnie festiwalem grajków, śpiewaków i innych przedstawień ulicznych- Buskers Festival.
My głównie widzieliśmy przedstawienia dla dzieci, króliki, magiki, te sprawy.
Po mieście przemieszczaliśmy się czasem darmowym autobusem, który robi pętle dookoła miasta, zahaczając m.in. o duże supermarkety.
Zjedliśmy lunczową przebrzydłą rybę u chinese take away oraz noodle, ale wstrętne to było. Takich miejsc należy się wystrzegać. Do domu wróciliśmy z Jeanne, która znów nam zaserwowała przepyszną kolację .Obawialiśmy się, że następnego dnia przyjdzie nam się zbierać z tych wakacji, tymczasem zaproponowano nam spędzenie kolejnego dnia w ich domu. Tym razem nie robiąc nic konstruktywnego.
Pijąc kolejne bawarki i przerzucając kanały w telewizorze, natrafiliśmy na Mission Imposible 2 i nie mogliśmy się długo nadziwić, jak ten żenujący szajs zarobił miliony, zaledwie parę lat temu. Kruzer Tomasz był absolutnie żałosny i jeszcze niższy niż zazwyczaj!Obejrzeliśmy także film na dvd z Brucem Willisem oraz obecnym narzeczonym Alicji Bachledy Curuś , pt. Heard's War. Tego dzieła również nie mogliśmy pojąć.
Popołudniu pojawił się pan domu i jego twardy akcent. Znów ugoszczono nas fantastyczną kolacją- tym razem zrobił na nas wrażenie kalafior w sosie serowym. Wszystkie warzywa pochodzą z ich ogródka. Żal jechać żal....