Musimy się zwlec dość wcześnie, by dokonać czynności kuchennych, spakować się i posprzątać co nabrudziliśmy. Niestety opuszczamy posiadłość Ian'a, który wraca do domu – czyli na wyspę północną, gdzie prawdopodobnie zawitamy już niebawem. Ian podwozi nas do centrum miacha, tam zostawiamy depozyta ( gilowska) i ustawiamy się ze znaną już tabliczką „ anywhere”. Po około 45 bezowocnych minutach zatrzymują się panie, które podpowiadają by napisać na kartce gdize dokładnie chcemy jechać. I choć Marysia nie wierzy w siłę sprawczą tego niezwykłego narzędzia, ja Stefan piszę. Po 15 sekundach jedziemy do Glendhu Bay ( Nowozelandzczycy są narodem prostym) Stamtąd po 3,7 sekundy zasiadamy do następnego samochodu, do końca drogi pozostaje jeszcze około 50 km (z tego ok 40 po żwirze)
Idziemy sobie do Aspiring hut, by dnia następnego udać się do Liverpool hut. Trasa doliną bardzo przyjemna – polecamy. Krowa, owca, kaczka...:) Puchatkę mijamy i podążamy w kierunku Shovel flat by znaleźć miejsce na biwak. Udaje się:) Góry są potęzne, pokryte śniegiem i lodowcami, złowrogie. Widok ich niebawem przysłaniają chmury i zaczyna sobie kropić. Na szczęście tym razem zdążyliśmy podjeść.