Od słowa do słowa i zostaliśmy zaproszeni do jego(Iana) letnio-zimowego domku, w którym właśnie spędzał wakacje. Po ostatnich perypetiach nawet nam się nie marzyło o takich luksusach. Własna sypialnia z wielkim łożem, własna łazienka i do dyspozycji rowery!!!! A widok z tarasu dodawał nam ambarasu.
O Ianie można by długo. Ale będzie krótko. Lat 65, na rowerze byśmy go nie dogonili. Przepłynął kajakiem cieśninę Cooka, i opłynął Steward Island. W Październiku razem z dwoma braćmi objechał na motorze Australię. Powtarzał nam ciągle, że teraz nam się należą wakacje i żebyśmy się u niego zrelaksowali i zregenerowali. Odmówić byłoby niedorzecznością roku.
Więc przez 2 dni pedałowaliśmy namiętnie wokół jeziora w te i wewte i w tamte i owante. Cudowna pogoda, upały. Było nam nierealnie i niesamowicie.
W niedzielę udaliśmy się również na imprezę podziękczynną dla wolontariuszy. Strasznie żylasta była ta impreza, znaczy się baranina serwowana. Na kupon dostawało się drinka dowolnego. Była też loteria, guzik wygraliśmy, jakieś oszustwo. Zawodnicy dziękowali nam za pomoc i wsparcie. Wszystko to było bardzo miłe.
Co się tyczy 18 stycznia. Moja dziewczyna podarowała mi prezent -patrz zdjęcie- który będzie teraz towarzyszem wędrówek( może ktoś zgadnie dlaczego padington) Dostałem też tort i troszkę od niego większą świeczkę :) zrobiliśmy sobie kolację urodzinową .Kupiliśmy!! nawet wino. Należało się. Ian żywiący się na co dzień tostami z margaryną i owsianką z rodzynkami, dokładnie oczyścił swój talerz. Więc chyba było nieźle.