nie warto temu dniu poświęcać większej uwagi. Znów utknęliśmy. Nie przestawało padac nawet na 5 minut. Ale co to dla nas. Było nam błogo w naszej świetlicy, z internetem i bawarkami bez umiaru. Czesi budowniczowie zgonieni pogodą do domu, poczęli wycinając rynny, znów naśmiewając się do rozpuku i nazywając się nawzajem wołami- czeskie-ty wole- to coś w rodzaju HEY DUDE). Wyruszyliśmy jedynie do „świeżego wyboru” na zakupy, by w końcu spożyć dorodny posiłek. W międzyczasie, w ciągu dnia, w kuchni, objawiła się Azjatka, która w skośnym oku mgnienia wysprzątała gary po knedlikach . Nie do końca wiemy, czym się jeszcze zajmowała, poza usuwaniem szkód po chłopakach. Polegliśmy do spania z nadzieją, że następny dzień porazi nas swoją urodą. I ujdzie mu to na sucho.