Zabierają nas ze sobą. Jedziemy znów zobaczyć lodowiec, ale ulewa niweczy plany. Okazuje się, że koleś był jednym z dwóch naocznych świadków wypadku przy lodowcu rok temu, kiedy to dwóch indian Australian podeszło pod czoło lodowca i w sekundzie zniknęli pod śniegiem. Tak to bywa kiedy ludzie są nieodpowiedzialni i lekceważą jawne ostrzeżenia. My uważamy, że informację tą powinno się umieścić przy tablicy ostrzegawczej, może to podziałało by na ludzką wyobraźnię.
Jechaliśmy do Wanaki. Miła to była droga. Częste postoje.
W końcu mogliśmy coś pooglądać po drodze. Wanaka turystyczna, Fish'n'chips małe. Widok na jezioro piękny. Robimy zakupki, zjadamy nasze produkty, kurczaka trochę wiórków, rybkę maleńką i stajemy na stopa.
Niestety albo jest za późno, albo rozpoczyna się zła passa, ale nikt nie chce podwieźć nas na pobliski camping.- ilka km przed Wanaką- na północ. Idziemy więc sobie przed siebie. Obok informacji jest kino z bardzo przytulną kafejką. Jest tam net i ceny dość podobne do tych na Brackiej;)Zaraz za kinem znajdujemy pustostan z ogrodem, ale pani sąsiadka jest niemiła, więc idziemy dalej i trafiamy na alejkę, przy której inna pani spacerująca ze pieskami poleca się rozbić – tak robimy. Noc mija spokojnie.
praktyczne:
jeżdżąc samochodem i nie tylko warto zaopatrzyć się w darmową broszurkę DOC'u z wykazem ich pól namiotowych. Pola te często mają skrzynkę - „honesty box” i kosztują od 5 do 7,5 dolara od osoby ( za te nieserwisowane)