Geoblog.pl    majtrip    Podróże    303 stopy i 4 nogi    czyli jak szukaliśmy fiszów i chipów a skończyliśmy w willi na wzgórzu
Zwiń mapę
2010
01
sty

czyli jak szukaliśmy fiszów i chipów a skończyliśmy w willi na wzgórzu

 
Nowa Zelandia
Nowa Zelandia, Greymouth
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 20829 km
 
No i mamy nowy rok, choć u Was jeszcze stary i wszyscy właśnie szykują się do bali, balów i innych swawoli. My już na nogach od siódmej.
Idę na pomost zrobić zdjęcia i spotyka mnie coś, co prawie każdego przyprawiło by o dreszcz. Pani w wieku około lat pięćdziesiąt, naciąga na siebie piankę, i czmych, siup i już płynie...należy dodać, że jest to górskie jezioro i temperatura wody adekwatna. Szok, w tv robi wrażenie, ale na żywo jeszcze nieporównywalnie większe. Co ciekawe, dnia poprzedniego, to jest w Sylwestra pani owa była najgłośniej wrzeszczącą z ekipy grającej w karty przy stoliku obok.
Zbieramy manele i wychodzimy na drogę. Po 20 sek zatrzymuje się sportowa Octavia, i już znamy korzenie pana, gdyż skody są tu prawie nieobecne. Urodzony w NZ, ale rodzeństwo mieszka w Pradze. Mamy podjechać z nim kawałek ale kończy się w Punakaiki, w Parku Narodowym Paparoa. Pierwszy raz jest nam dane zobaczyć zachodnie wybrzeże.
Droga jest piękna, wije się wzdłuż morza. Oglądamy naleśniki i od razu chcemy stamtąd wiać, gdyż turystów pełno. Wiejemy, nadal z naszym panem jedziemy do Greymouth. Odwiedzamy sklep o nazwie „Warehouse”, który jest trochę na wzór Walmart'u , a przed wejściem obserwujemy lokalesów. I co się okazuje. Nie na darmo Nowa Zelandia zajęła szóste miejsce w rankingu najbardziej otyłych społeczności – widoki są zaprawdę nieprzyjemne. Zaglądamy do chinese fish'n'chips, ale pustki nas wyganiają do wypożyczalni video, gdzie zostaje polecony nam inny- najlepszy w mieście. Na tablicy „ polecane przez personel" widnieje Family Guy!!!Temu miejscu można zaufać.

Idziemy w upale- tak, jest gorąco. Ostatkiem sił znajdujemy miejsce i po kilku chwilach odbieramy paczkę gazet, a w środku dwa kawałki rybki i góra frytek. Chyba będziemy częściej korzystali z dobroci morza Tasmana. Ryby, które zajadamy to często rekiny (tak usłyszeliśmy) tak zwany „by-catch”czyli to, co się łapie przy okazji. Hmm...może i tak, ale pyszne są. Siedzimy przed lokalem i ruszyć nam się nie chce.
Gapimy się na klientów, których coraz więcej. I nagle podjeżdża Panas, z dziewczyną. Poważnie! Janusz Panasewicz zakupuje fisza i czipsa:) Idziemy na zakupy do Nowego Świata. Mijamy bacpacker's „Global village.” Warte polecenia. Przytulne niedrogie miejsce. Można też rozbić namiot. Stajemy na stop'a, ale jakoś nam to nie idzie więc ruszmay w stronę plaży i pola namiotowego, które okazuje się być poza naszym zasięgiem ( top ten coś tam, odradzamy) Więc znajdujemy kawałek trawy obok willi ciągnących się wzdłuż morza i ucztujemy.
Mamy szparagi, bo były tanie, ale trzeba znaleźć otwieracz. Poszukiwania kończą się w domu Gerry'ego, w którym zostajemy na noc. Dostajemy pokój syna – mieszka teraz w Auckland. Bierzemy prysznic i kładziemy się do łóżka, co za rarytas. Z okna kuchennego widać morze. Pięknie położona willa. I choć wtedy jeszcze nic nie zwiastowało nadchodzącego armagedonu, jak się później okazało, zaproszenie to uratowało nam trochę tyłki. Lało i smagało wiatrem strasznie.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
Chuda
Chuda - 2010-01-10 21:54
Jak można jeść rekiny, osz Wy!!!
 
 
zwiedzili 13% świata (26 państw)
Zasoby: 344 wpisy344 925 komentarzy925 2909 zdjęć2909 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
23.08.2018 - 23.08.2018
 
 
03.09.2013 - 19.09.2013