Dnia następnego wcześnie rano nasi przyjaciele wzięli pod pachę aparat telefoniczny i pojechaliśmy do jakiegoś nieczynnego sklepu we wsi nieopodal, by zadzwonić z życzeniami.
Wróciliśmy i zasiedliśmy na wahaczu – nie wiedząc dokąd się skierować. Padło w końcu na trekking w rejonie Mt Arthur - . Nim podjedliśmy i się zebrali zrobiła się 15, Leo z Nik wybierali się na spacer więc nas podrzucili na szlak. 8Km kręta drogą ich terenowym Mitsubishi było ekscytujące. Ruszyliśmy na szlak wspólnie, by po około godzinie się pożegnać. Bardzo nam się z nimi dobrze żyło tę chwilkę i nigdy nie wymyślilibyśmy takich okoliczności spędzania świąt.
Szliśmy sobie lasem, mostki na rzekach, pięknie. Jedynym psującym przyjemność marszu elementem krajobrazu były bardzo liczne pułapki. Skrzynki z przynętą na zwierzątka o nazwie „stout”, takie małe łasice. Nie mieliśmy pojęcia o rodzaju puchatek. Okazało się że te z „shelter” w nazwie to tylko balkoniki gdzieś pod skałami – na otwartym powietrzu. Gdy dotarliśmy do naszego – dry rock shelter, okazało się być miejscem magicznym. A że mieliśmy namiot, nie przejmowaliśmy się zimnem ( ha ha;) Znaleźliśmy świeczkę, Gryfinado nucił kolędy. Cisza, ani żywej duszy. Jeden z takich wieczorów „to remember”.
Praktyczne:
Będziemy powoli dementować mit „100% pure New Zealand”
Woda i strumienie. Dowiedzieliśmy się, że jeszcze nie tak dawno bo ¾ lata temu woda była krystalicznie czysta. Teraz woda w wielu strumieniach wysokogórskich ma odcień pomarańczowy. Należy ją gotować min. 3 minuty. Zalecamy zabranie tabletek do uzdatniania wody, filtrów ( wg preferencji) Jesteśmy tym trochę zaszokowani. Ale dowiadujemy się coraz więcej tego typu przykrych i kontrowersyjnych informacji.