. Notkę wstawimy później - wtedy też dodamy tytuł ( to będzie taka zasada, żeby ułatwić sprawę z uzupełnianiem notek:)
Kładziemy się - leje, wstajemy- leje. No cóż, i tak postanawiamy się zebrać i wyruszyć na południe, może to jakiś zły czar Auckland. Po spakowaniu się i ogarnięciu gotujuemy sobie posiłek : brokuł z 'baked beans' i resztakami makaronu. Częstujemy Andrew- naszego gospodarza. Zjada wszystko, ale nie wiedzieć dlaczego nie chwali:)14 to nasz czas na wyjście - leje nadal. Decydujemy się podjechać pociągiem do autostrady. Stajemy pod mostem , gdzie zacina tylko trochę, jedna pani wręcza wizytówkę i mówi, że jeśli się nie powiedzie to ona rusza na południe za 2 godziny. Czujemy się bezpieczni;)Na szczęście już po kilku minutach jedziemy wielkim Subaru z inżynierem dźwięku i jego dziewczyną.
Korki na autostradzie burzą nam obraz idealnego świata ( któż by pomyślał, że w tym cudownym kraju występuje zjawisko korków:)Nasi nowi znajomi są strasznie mili i nadrabiając drogi wyworzą nas na jedną z niewielu stacji benzynowych przy autostradzie (odległości między miastkami są tak małe, że raczej nie ma stacji po drodze, więc będziemy musieli opracować nową taktykę łapania).
Jesteśmy podekscytowani - nasza pierwsza "pompa":)Po kilku minutach zostaliśmy dwukrotnie zpaytani dokąd jedziemy ( m.in. przez pana, który jechał z dziewczyna i rotvailerem. Był to pierwszy rotvalier jakiego poglaskała Marysia, a to dlatego, że szczeniak mial kilkanaście tygodni:)A rejestracja ich samochodu głosiła dosłownie: "That's how we roll" Po trzeciej bezczelnej zaczepce siedzimy w LandCruzerze z panem kierowcą ciężarówki, który opowiada o wszystkim dookoła..więc jeden z pierwszych ważnych newsów: nie ma już tylu owiec :( Jesteśmy zdruzgotani. Mówi, że ich liczba spadła pewnie o połowę, bo popyt na mięso zmalał i jest coraz więcej krów.Trzeba to będzie zweryfikować. No nic. Drugi news: z pracą może być kiepsko, bo nie jest to dobry czas nawet na zbieranie owoców, no ale zobaczy się.
Dzwonimy do Emmy z jego komóry i już za chwilę jesteśmy przed wspaniałym domkiem number one, blisko rzeki i centrum Hamilton. Emma również jest muzykiem i okazuje się być bardzo żywotną i serdeczną osobą. Śpimy sobie w salonie, na kanapkach - jak przystało na couchsurfer'ów:) Tutaj może małe wyjaśnienie - Jeżeli chodzi o noclegi to będą się one często opierały o sieć Couchsurfing.org. Jest to strona pokrewna Hospitality club, która jednak wydaje się działać o wiele skuteczniej. Przynajmniej dla nas. Idziemy sobie na krótki spacer nad rzekę pomachać ludziom na wycieczkowym stateczku i wracamy do domeczku, bo niestety nie przestaje padać:( Emma chce nam jutro pokazać okolicę, a wieczorem zabrać na jakiś koncert:) Niewbawem miejmy nadzieję ruszymy na szlak..