Geoblog.pl    majtrip    Podróże    303 stopy i 4 nogi    Mam Taja na blaszanym daszku mojej szopy
Zwiń mapę
2010
10
lip

Mam Taja na blaszanym daszku mojej szopy

 
Tajlandia
Tajlandia, Kanchanaburi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 49945 km
 
Po wypiciu kawy, zaopatrzeniu się w lancz oraz dwa kilo owoców, rączo udajemy się na dworzec. I tu już spostrzegamy innych turystów oczekujących na pociąg. Skończyło się omijanie szerokim łukiem siedlisk paczkowych.
Lokujemy się w przedziale. Przez jakieś dwie stacje jest nam w miarę komfortowo, potem wsiadła spora grupa dzieciaków w mundurkach, które na trzy cztery otworzyły swoje lanczowe pudełeczka, a po przedziale rozniosła się intensywna rybia woń. Dodatkową atrakcję stanowiła inna wycieczka młodzieży z Bangkoku, którzy jak na nasz rzut oka mieli po lat 16.
Ale jak to bywa z Azjatami, mogli równie dobrze mieć po lat 22. W każdym razie spożywali piwo z puszek- patrzenie na te dziecięce, dziewczęce buzie z browarem przy ustach, było wyjątkowo nieprzyjemne i przykre- mieli też dzwoneczek, którym uznali za stosowne dzwonić z różnym natężeniem. Opiekunowie tej gawiedzi brali czynny udział w zabawie. Nikt nie zwracał im uwagi, a oni nie byli zdolni do jakiejkolwiek autorefleksji. Krótko mówiąc niczym ta wycieczka nie różniła się od polskiej wycieczki młodzieży w pociągu, w drodze dajmy na to do Sopotu.
Co do samego przejazdu pociągiem pod względem widokowym. Właściwie do Kanchanaburi nic szczególnego. Jest zielono, ale dużo zabudowy i widać czasami równolegle biegnącą drogą. Na wysokości przejazdu przez most na rzece Kwai, pociąg zwalnia i chociaż jest to kolejny żeliwny most przez który się przetaczamy, sama świadomość jest fajna. Po jego minięciu trasa robi się ciekawsza. Ekscytujący jest przejazd między skałami, które są na wyciągnięcie ręki. Kilka razy byliśmy na sporej wysokości względem rzeki.
I znów oboje mieliśmy to uczucie, które zwłaszcza mnie wielokrotnie towarzyszy, że chcieliśmy być w tym pociągu i jednocześnie widzieć go z dołu, z doliny. Musi to naprawdę wyglądać imponująco.
Przejechaliśmy do ostatniej stacji w Nam Tok, gdzie początkowo planowaliśmy się zatrzymać na jeden dzień, ale w momencie gdy dojechaliśmy zaczęło lać jak 150. Pociąg którym przyjechaliśmy miał zaraz ruszać w drogę powrotną, a następny mielibyśmy za 3 godziny. Nie mając większego wyboru, w strugach deszcze wskoczyliśmy z powrotem do pociągu. Chyba nie muszę pisać, że po przejechaniu 25 minut, ulewę zostawiliśmy za nami.
Dojechaliśmy do Kanchanaburi i ledwo dysząc w ten upał, doszliśmy do jednego z pierwszych hoteli, na długaśnej ulicy, będącej enklawą paczków. Jedną z atrakcji tego miasteczka, jest spanie w domku na tratwie, na rzece Kwai. Taki też mieliśmy zamiar, ale ponieważ planowaliśmy zostać tu na parę dni, to branie pokoju składającego się z materaca na podłodze i wiatraka na tej samej podłodze, nie miało dla nas większego sensu. Za niewielką różnicę w cenie dostaliśmy fantastyczny domek z własną łazienką oraz werandą, z której widzieliśmy fragment mostu i na której wiedzieliśmy, że będziemy spędzać leniwe godziny.
Chyba pierwszy raz zdarzyło się tak, że zdecydowaliśmy się zostać w jakimś miejscu, nie sprawdzając żadnego innego. Ale był to słuszny i bardzo dobry wybór. Gdybyśmy jednak chcieli się pofatygować i sprawdzić inne guest hous'y, musielibyśmy się fizycznie wykończyć. Bo jednak odległości spore i zdecydowanie nie do łażenia w tych warunkach klimatycznych.
Zaczęło się oswajania miejsca. Szukanie sklepiku z naszą colą w szkle, rozmiar 422ml za złotówkę, znalezienie sklepiku z jogurtem dla Stefka, odkrycie miejsca na śniadanie i takie tam. Z racji rozlicznych knajpek lokalnych- bo nie piszemy o przybytkach typu 'westerner food', gdzie-czego nie dało się pojąć- zawsze wysiadywały tłumy turystów, każdorazowo znajdywaliśmy sobie inne miejsce. Odkryliśmy też nocny market z samym tylko jedzeniem- w odróżnieniu od marketu przy dworcu kolejowym, gdzie sprzedaje się szmaty i gotowe jedzenie, kucharza się tam nie uświadczy. To wszystko jest oczywiście możliwe jedynie na motorku, gdyż odległości nie są bardzo duże, ale wystarczająco. Pobyt tutaj był dla nas jednym z przyjemniejszych i bardziej relaksujących. Przedłużaliśmy go ile się da, żeby jak najkrócej być w Bangkoku. Było nam tam fantastycznie i spokojnie. Co nam wypełniało dni, o tym w następnych wpisach...

Praktyczne:

-Koszt przejazdu na tej tylko trasie wynosi 100 BAT. Nieważne czy pojedzie się dwie stacje, czy przejedzie się cały 4 godzinny odcinek. Jeśli wysiądzie się po drodze i chce znów łapać pociąg, płaci się ponownie. Biletów Tajów są darmowe.
Dlatego polecamy przejechanie do ostatniej stacji. Jeśli gdzieś chciałoby się potem wrócić, to najlepiej już wynająć motor, co będzie tańsze i przyjemniejsze.
-Koszt wynajęcia motoru to 150 BAT za 24 h.
-Wielka baza noclegowa. My polecamy Bamboo House, bo od niego daleko do całej reszty, cisza i spokój.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (18)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
sawanna
sawanna - 2010-07-28 14:22
W pociągu, na drągu, w przeciągu.
 
 
zwiedzili 13% świata (26 państw)
Zasoby: 344 wpisy344 925 komentarzy925 2909 zdjęć2909 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
23.08.2018 - 23.08.2018
 
 
03.09.2013 - 19.09.2013