Geoblog.pl    majtrip    Podróże    303 stopy i 4 nogi     „You are not Indonesian – no room for you”. Czyli jak dotknął nas nacjonalizm w interesującej formie.
Zwiń mapę
2010
14
cze

„You are not Indonesian – no room for you”. Czyli jak dotknął nas nacjonalizm w interesującej formie.

 
Indonezja
Indonezja, Bekasi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 46867 km
 
Nasz plan to dojechać do Jakarty pociągiem ekonomi , rozkładając podróż na dwa dni.
Ale jak to zwykle się dzieje, kiedy mamy plan- a to rzadkość- okazało się to dla nas niemożliwe. Pociągi ekonomi odchodzą tylko późnym popołudniem, co dla nas by oznaczało noc w pociągu. A że mamy zasadę, że nocami nie jeździmy, ta opcja musiała odpaść. W ten sposób znów znaleźliśmy się w pociągu klasy bisnis! Co było robić. Chcieliśmy przejechać tylko kawałek trasy, ale nie miało to kompletnie sensu, gdyż cena za dowolny odcinek, jest taka sama, jak za całą trasę do Jakarty, czyli 120000 INR. Kupiliśmy bilety na ostatni moment i okazało się, że nasze miejsca pozbawione są okien. Jak przyjemnie. Tym razem nasz pociąg, w odróżnieniu od ostatniego przejazdu biznesem, nie miał działających wiatraków.
Dodatkowo, przez cały czas przewijali się pociągokrążcy (dokładniej rzecz biorąc od Kroyi), więc czuliśmy się jak w ekonomi. Podróż rozpoczęła się od występu lady men'a, a potem już szybko nam minęło 8 godzin. Zostały oczywiście zawarte przyjaźnie- dziadek, co zaczął palić w wieku 55 lat i odpalał fajkę za fajką, bo go frustrowali ciągle przechodzący sprzedawcy, para z Jakarty, chłopak 8 miesięcy w roku pracuje na statku na morzu Śródziemnomorskim, a dziewczyna studiuje komunikację (po angielsku się komunikować jednak nie umiała:) Dostaliśmy od tej pary w prezencie ciasteczka, które zjedliśmy popijając pyszną, rozpuszczalną kawą, co się parzy i ma fusy. Widział kto kiedy takie cuda?!

30km przed Jakartą wysiedliśmy z pociągu, z nadzieją, że Bekasi okaże się miłym, podmiejskim, przyjaznym miasteczkiem. Jakżeż się pomyliliśmy. Jeszcze na stacji kolejowej wydawało się, że może tu być całkiem przyjemnie, ale kiedy znaleźliśmy się na na ulicy, to smród i korki całkiem nas ostudziły. Bekasi jest molohowatym, zatłoczonym i paskudnym miastem. Stefek zagadał do pana, co czekał w swojej bryce na podniesienie szlabanu kolejowego. Pan okazał się być dentystą i ani w ząb nie rozumiał angielskiego! Jednak jakoś udało się z nim zabrać i prowadząc rozmowę telefoniczną z jego córką, znającą angielski, dentysta zabrał nas do hotelu. Podziękowaliśmy grzecznie, ale już widząc szyld hotelu, dumnie obnoszący się jedną gwiazdką, wiedzieliśmy, że nie jest to miejsce dla nas i naszego budżetu. Ruszyliśmy więc przed siebie. Trudno było nawet kogoś o coś zapytać, bo nikt nie gadał po angielsku. W końcu jakiś rikszarz rzucił nazwy kilku hoteli, to już było coś.

Pierwsze miejsce o nazwie Family Parue było obrzydliwą norą, gdzie najtańszy pokój kosztował jakieś 3 razy tyle, ile powinien. Zasyfione ściany, niezmiecione pety, brudne prześcieradło, to tylko jedne z niewielu zalet tego miejsca- oczywiście można też tam trzymać zwierzęta, przed hotelem biegały wyliniałe koty, a i szczur się zachachmęcił. Poprosiliśmy o pokazanie droższych pokoi, z nadzieją, że za niewielką dopłatą będzie mniejszy syf. Ale pokój różnił się tylko tym, że miał telewizor. Z nadzieją, że pozostałe miejsca które wynotowaliśmy będą jakąś alternatywą, ruszyliśmy dalej. Ulica była zatłoczona i miała jakieś skrawki chodnika, jednakowoż zajęte przez zaparkowane skutery. Kolejny hotel wyglądał lepiej, ale nam powiedzieli, że wszystkie pokoje ekonomi są pozajmowane, pozostałe cenowo nie były przez nas nawet rozpatrzone. Odesłali nas do kolejnego miejsca, już się nawet ucieszyliśmy, bo wyglądał dość przyzwoicie, a tu usłyszeliśmy, że hotel Merdeka jest tylko dla obywateli Indonezji. Oczywiście płynną angielszczyzną. Jakiekolwiek dysputy i dywagacje- wyciąganie pieniędzy i mówienie, że płacimy indonezyjską walutą- były zupełnie pozbawione celu. Trochę nas to zszokowało, bo jeszcze nigdy nie mieliśmy takiej sytuacji.
Jakiś chłop wyrósł spod ziemi i powiedział o kolejnym hotelu, po czym wsadził nas do lokalnego busa. Hotel okazał się drogi i w ogóle bez sensu. Byliśmy już w cholerę zmęczeni, było późno i mieliśmy już dość, nie wiedząc nawet w której części miasta jesteśmy, względem wydostawania się nazajutrz do Jakarty.

Kiedy zobaczyliśmy samochód wyjeżdżający spod hotelu, zaczęliśmy na niego machać- desperacja prowadzi do różnych zachowań. Wysiadło 2 miłych panów, którzy z grubsza rozumieli co mówimy i zaoferowali nam, że podwiozą nas z powrotem do zawszonej dziury Family Parue- która na ten moment jawiła się dla nas jako prawdziwa oaza spokoju i wymarzone miejsce na spędzenie w tutaj nocy.
Panowie zostawili nas na moment, bo był to czas ich modlitwy, a po 5 minutach jechaliśmy już w skórze i klimatyzacji. Zaraz się okazało, że mamy do czynienia z policją! Panowie byli bardzo fajni i troskliwi i jeden z nich ciągle powtarzał, że nas dowiezie pod same drzwi naszego object of destiny! Byliśmy pewni, że zaraz zostawimy tam plecaki i będziemy chociaż mieć miłą końcówkę wieczoru. Nic z tych rzeczy.
Mówimy do faceta w recepcji, że bierzemy ten ich najtańszy pokój. A on na to, że wszystkie pokoje ekonomi są pełne.
Pokoi o tym standardzie było 13 i jak byliśmy tu godzinę wcześniej, to większość była pusta. Mówimy, że w takim razie chcemy ten trochę droższy. A on, że wszystko jest już wynajęte. I pokazuje swoim brudnym paznokciem na listę z cenami pokoi, wskazując na taki dwa razy droższy, że tylko ten jest dostępny. I już wiemy, że palant nas próbuje oszukać i robi to w najgorszy i najbardziej idiotyczny, prymitywny sposób. Gadamy do niego, żeby nas nie okłamywał i dał nam klucz. Ale ten pacan nic nie rozumie, tylko idiotycznie się uśmiecha. Jestem bliska zdzielenia go w ten durny łeb. Nasza irytacja, zmęczenie i niemoc kumulują się jednocześnie. W końcu mówimy, żeby nam pokazał, te pełne pokoje i idziemy w kierunku nor, które poprzednio oglądaliśmy.
Oczywiście pokoje świecą pustkami. Wracamy na recepcję, jełop gdzieś zniknął, za to pojawił się krępy, zasapany chłop i mówi, że ekonomi są, żebyśmy sobie wybrali. Stefek jeszcze wymusił świeże prześcieradło, poszewki i mogliśmy w końcu odetchnąć.

Zderzenie ze zwykłym, zatłoczonym miastem było naprawdę trudnym przeżyciem. Kosztowało nas dużo energii. Oczywiście pieniądze rozwiązują wszystko i gdybyśmy nie byli tacy uparci to mogliśmy zostać w pierwszym hotelu i odpocząć. Ale nie ma tego złego...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (16)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (4)
DODAJ KOMENTARZ
sawanna
sawanna - 2010-06-24 15:44
Nad naszym morzem zdarzają się podobne sytuacje "pokojowe". Spoko. Uwielbiam koleje indonezyjskie.
 
Chuda
Chuda - 2010-06-24 20:17
Czy w takich momentach jak wyżej opisane szukanie noclegu nie macie ochoty być w Krakowie?;) haha, więcej takich przygód a szybciej wrócicie... nie, ja Wam źle nie wróże ja tylko tęsknie ;) a ten chłopczyk trzymający te gołębie czy co to tam jest przyprawił mnie o zawał serca....
 
majtrip
majtrip - 2010-07-01 11:18
Ja w Krakowie i tak muszę szukać noclegu;)))
 
jasiustasiu
jasiustasiu - 2011-02-06 18:05
W Semarangu mieliśmy identyczne problemy z noclegiem tzn nie identyczne bo nie chcieli nam wprost powiedzieć dlaczego nas tu nie chcą i wysyłają do 5-razy droższego. Dopiero jakiś Pakistańczyk wyjaśnił nam co i jak. Ale za to mieliśmy super miejscówkę wtedy. Spaliśmy w kanciapie u panów ochroniarzy gazety Suara Merdeka :)
 
 
zwiedzili 13% świata (26 państw)
Zasoby: 344 wpisy344 925 komentarzy925 2909 zdjęć2909 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
23.08.2018 - 23.08.2018
 
 
03.09.2013 - 19.09.2013