Geoblog.pl    majtrip    Podróże    303 stopy i 4 nogi     Love me tender Solo
Zwiń mapę
2010
28
maj

Love me tender Solo

 
Indonezja
Indonezja, Solo
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 45028 km
 
Pojawił się problem pt.” nie możemy jechać, ponieważ nasze pranie oddane poprzedniego dnia rano, jeszcze nie wróciło”.
Pranie wysycha w warunkach naturalnych, a poprzedniego dnia ciągle lało. W końcu o godzinie 13 odebraliśmy je, wyprasowane- na naszych spodniach pojawiły się kantki!-lekko jeszcze wilgotne, zapakowane do plastikowego worka.
Wydostaliśmy się od Rio i przesiadając się bus way'em dojechaliśmy do miejsca, gdzie można łapać autobusy do Solo. I za chwilę pomykaliśmy obskurnym i starym autobusem- co ciekawe, jeden rząd podwójny, drugi potrójny. Byli również grajkowie, a na przystankach wpadali sprzedawcy z jedzeniem i piciem.
Jak się dowiedzieliśmy, nasz autobus nie zatrzymuje się w centrum, ale gdzieś 3km jest od niego oddalony. Wysiedliśmy więc wcześniej i złapaliśmy publiczny autobus, którym podjechaliśmy do interesującej nas okolicy, czyli Kraton. Tam okazało się, że nie ma żadnych hoteli, na to zaczęło lać, więc ukryliśmy się w arkadkach jednego ze sklepów, gdzie nawiązaliśmy rozmowę ze sprzedawcą. Acton okazał się niesamowicie pomocnym i dobrym człowiekiem. Zabrał nas swoim samochodem w okolicę z hotelami- pozamykane, bądź w renowacji- wyskoczył na chwilę do meczetu na modlitwę i po chwili znów nas powoził, zgarnąwszy uprzednio żonę z dwójką dzieci.
I już za chwilę oboje gorąco zapraszali nas do swojego domu, żebyśmy tam spędzili noc. Brak słów. Ale znaleźliśmy czysty i ładny hotel, więc pojechaliśmy z nimi żeby zobaczyć ich dom i spędzić z nimi wieczór. Dom był zabytkowy, bo z XIX wieku. Bardzo nam tam było miło, cała rodzina była bardzo wyjątkowa. Co interesujące, pierwszy raz spotkaliśmy się z tym, że Indonezyjczycy chronią się i przejmują komarami. A tutaj pośrodku pokoju stał namiot z moskitiery, w którym śpi ich cała czwórka. A wszystko dlatego, ze żona zaledwie parę dni temu chorowała na denge. Czyli inne cholerstwo które przenoszą miejskie komary podobno tylko między 6 rano a 12. Denge jest jak bardzo uciążliwa infekcja, niektórzy, tak jak żona Actona, muszą trafić do szpitala, bo organizm sobie sam z tym nie radzi. Nic na denge zrobić się nie da oprócz sprejowania i smarowania zajzajerami.

Acton odwiózł nas do naszego hoteliku, skąd poszliśmy szukać miejsca na kolację i tak wylądowaliśmy w miejscu z muzyką na żywo, ku naszej uciesze.
Miejsce cieszące się popularności głównie wśród Indonezyjskich turystów, jak zdążyliśmy się zorientować. Dostaliśmy pyszne jedzenie, miłą obsługę, a przede wszystkim koncert z tańcami, po którym rozpoczęła się część karaoke. Naprawdę chętnie włączylibyśmy się w udział (popularnością cieszyły się przeboje Elvisa), ale akurat oboje niedomagaliśmy z głosem.
Kilka srabi na deser (placuszki z ciasta naleśnikowego, smażone na patelence, serwowane z bananami lub czekoladą) i wróciliśmy do hotelu.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (11)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
sawanna
sawanna - 2010-06-14 16:34
Aha, to jeszcze Wam się zachciewa zostać największymi gwiazdami indonyzejskiego pop-u, dobrze, dobrze, podoba mi się.
 
Chuda
Chuda - 2010-06-22 21:33
Królu Siakamie Stefanie Wielki aleś zasiadł na siedzisku... ;)
 
 
zwiedzili 13% świata (26 państw)
Zasoby: 344 wpisy344 925 komentarzy925 2909 zdjęć2909 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
23.08.2018 - 23.08.2018
 
 
03.09.2013 - 19.09.2013