Na wstępie kilka łatwych do zapamiętania faktów o tym kraju:
- Jest to czwarty pod względem ludności kraj świata ( około 250 mln.)
- Również czwarty na świecie producent kawy ( za Kolumbią, Brazylią i Wietnamem)
- Indonezja składa się z około z 18 tysięcy wysp.
Wychodząc z lotniska witają nas jakże charakterystyczne „hey mister”, które będą nam już towarzyszyć do końca pobytu. Najzabawniejsze, że nie ma znaczenia płeć, więc Marysia jest teraz wyemancypowana do granic;) Strasznie się cieszymy z faktu, że tu jesteśmy – znaczy w Azji.
Z lotniska bierzemy autobus, który jest najtańszą opcją. Aby dojechać do Pameli i Dino, naszych hostów z CS, trzeba jeszcze się przesiadać. Ale my w naszym autobusie poznajemy mamę z córą, które proponują nam, żebyśmy wysiedli z nimi , a one nas podwiozą swoim samochodem. Nasz pierwszy swoisty stop:) Niestety cała znajomość, jakkolwiek przemiła, nie okazała się dla nas szczęśliwa w skutki. Poprosiliśmy żeby nas zabrały do jakiegoś dobrego street food'a, gdzie zamówiły dla nas mięso na patyczkach w sosie z orzeszków ziemnych i ryżyk w rulonie. Mnie to smakowało, Stefek kręcił nosem. I tu prawdopodobnie nastąpił strategiczny błąd, ponieważ jedzenie było podane na talerzach i zjedzone sztućcami. A jak wiadomo, w tego typu miejscach, naczynia nie są myte pod bieżącą wodą, a jedyne spłukiwane wodą w wiadrze. Nie można sobie tego wizualizować, ponieważ wtedy nie jadło by się niczego. Ale powinno się przestrzegać paru zasad. Nas zaćmiło.
Późnym popołudniem byliśmy już w domu Pameli i Dino. Dino przygotował dla nas makaron z krewetkami, suszonymi pomidorami i serem fetą. To wszystko nie mogło się dla nas dobrze skończyć. I tak w środku nocy obudziliśmy się oboje z tymi samymi objawami. Całe szczęście, że w domu były dwie toalety. Mało tego, cały dom był na modłę europejską. Więc gdy oboje leżeliśmy padnięci i słabi do potęgi, to tylko wzdychaliśmy co chwilę, jak to dobrze, że to zatrucie przydarzyło nam się właśnie tam,a nie w lokalnych warunkach mieszkaniowych.
Następny dzień spędziliśmy w łóżku, głównie śpiąc. Podróż na parter po wodę była wystarczająco męcząca.
Stefek podejrzewa, że nasze zatrucie było spowodowane zjedzeniem surowych warzyw podanych do patyczków z mięsem. Ale ja warzyw nie jadłam, więc to raczej te talerze i sztućce nas załatwiły. Od tego momentu wprowadziliśmy zasadę, że na talerzu musi być położony papier (mają takowy, bo w nim robią jedzenie na wynos) no i czyścimy sztućce z nadzieją, że to wystarczy. Choć i tak to wszystko złudne, bo oni i tak tu łapą, tam wodą i tak to się kręci...
Praktyczne:
-Koszt autobusu z lotniska do centrum to 20000 IND. Autobusy są zaraz przed wyjściem z lotniska.