Geoblog.pl    majtrip    Podróże    303 stopy i 4 nogi    daktyle w popiele czyli u Ash'a (kadasza)
Zwiń mapę
2010
08
maj

daktyle w popiele czyli u Ash'a (kadasza)

 
Australia
Australia, Northampton
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 39140 km
 
Poprzedniego dnia Irin i John proponują nam podwózkę o poranku, w związku z czym, po delfinim karmieniu, w pełnym luksusie, opuszczamy Monkey Maia. Zanim rozpoczynamy podróż, prosimy o zatrzymanie się przy znaku drogowym z bilbym. Wolimy od razu zgłosić tą potrzebę, bo pewnie znów byśmy go minęli, jak inne punkty widokowe, które zupełnie nie interesują naszych Szkotów.

Wysiadamy w Northampton, które zaraz przy wjeździe, ma tablicę informującą, że jest to miasteczko różnych „pierwszych”. Czyli na przykład pierwszej kolei w Australii. Jest kilka starych budynków, atmosfera senna, prawie nie widać ludzi na ulicy. Mamy szczęście zdążyć do sklepu- w soboty tylko do godziny 14, w niedzielę nieczynny, co jest dla tego kraju zupełnie nietypowe. Sklepy zawsze hulają od rana do nocy, piątek świątek. Na zewnątrz sklepu jest ogłoszenie, że za parę dni niejaki John, będzie obchodził 90 urodziny, w związku z czym jest prośba do mieszkańców, żeby przybyli pomóc mu świętowaniu i wpadli na „cupa”-czyt. kapa, czyli cup of i tu wstawić dowolny napój.

Odkrywamy niewielki sklepik, w którym sprzedaje się używane książki jak również można skorzystać z internetu. A tam uwięziony w czasie starszy pan w staromodnym ubranku (zdjęcie). Niestety nie zapytaliśmy go jak miał na imię.

Po zjedzeniu daktyli przechodzimy do skrętu na Kalbarri. Ruchu praktycznie już nie ma. Auta które czasem przejadą są albo pełne, albo zjeżdżają zaraz nieopodal do domu. Jakoś zupełnie nas to nie martwi. Stoimy sobie w cieniu znaku drogowego i jak robi się późno zbieramy manele.
Spacerujemy po miasteczku, w poszukiwaniu domu z zacnym trawnikiem, oraz zacnym właścicielem, który będzie na zewnątrz. Upatrzyliśmy sobie jeden piękny dom, co na zewnątrz miał wielkie donice z różami. Niestety nikt się koło niego nie kręcił.
Za to koło domu obok i owszem.
Tak oto poznaliśmy Ash'a, który jak się okazało, opiekuje się domem swojego dziadka. Zaraz nas zaprosił do środka, powiedział, że mamy spać w salonie, tutaj łazienka, a tam garnki, a teraz to on wychodzi do pubu, bo jest mecz.
Tak więc zostaliśmy sami na włościach. Mimo zaproszenia do spania w salonie, rozbiliśmy namiot w ogrodzie. Zjedliśmy kolację- daktyle, marchewki oraz żółty ser- oglądnęliśmy film „ Weronika Guerin”, który nas okropnie zirytował, i już mieliśmy iść spać, kiedy wrócił Ash.
Ash na fali uniesienia zwycięstwa swojej drużyny, a także kilku piw, zaczął nas serdecznie zapraszać na dzień następny na połów raków, jak również postanowił zrobić nam kolację. Ja odmówiłam, za to Stefek objadł się jak basz(t)a krwistym stekiem, ziemniaczkami w kurteczkach oraz sałatką pochodzącą prosto z warzywnego ogródka naszego gospodarza.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (8)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
Chuda
Chuda - 2010-05-14 15:37
Kurde... ja nie pojmuje ludzi... gdzież w Polsce by ktoś zostawił obcym ludziom mieszkanie i poszedł na mecz... jak można siedzieć i oglądać mecz jak w moim domu kręcą się jakieś obce osoby, których nigdy na oczy wcześniej nie widziałam... to jest właśnie niesamowite...
 
sawanna
sawanna - 2010-05-15 10:52
To ja sobie taki sklepik z książeczkami też uruchomię na jakim pustkowiu. Pan jest uroczy.
 
Be
Be - 2010-05-18 16:39
Pani na ławce ma bardzo długie nogi :>
 
 
zwiedzili 13% świata (26 państw)
Zasoby: 344 wpisy344 925 komentarzy925 2909 zdjęć2909 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
23.08.2018 - 23.08.2018
 
 
03.09.2013 - 19.09.2013