Plaża jest nasza. Idziemy 100 metrów i jest nasza. Niko-gótko ( koko-szko). Strasznie nam się to podoba. Wydmy, biały piasek, błękitna woda.
Po południu John i Sara zabierają nas do Tourquise Bay gdzie jest sporo ludzi ale płycizna dłuższa i mając sprzęt można posnorkelować. My nie mamy.
Wieczorem John zaprasza na męskie jedzenie.
Znów pływamy sobie na naszej plaży, samotnie, słońce zachodzi. Później siedzimy sobie w fotelach turystycznych i gapimy w niesamowite niebo. Spada 7 gwiazd, 3 włosy z głowy i 2 hektopaskale.