Geoblog.pl    majtrip    Podróże    303 stopy i 4 nogi    Jedziemy bocznymi drogami,znów jemy kangura, błogie dwa dni z Magret i Terrym
Zwiń mapę
2010
17
mar

Jedziemy bocznymi drogami,znów jemy kangura, błogie dwa dni z Magret i Terrym

 
Australia
Australia, Warragul
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 26969 km
 
W nocy do ogrodu przylazły oposy. Obudziło nas syczenie i fukanie. Jakieś to takie złowrogie i nieprzyjemne, więc się przestraszyłam . Wysłałam Stefana na zwiady- czyli uchylenie odrobiny zamka- okazało się, że pośniki siedzą na płocie i mają jakiś dyskurs. Okropnie przy tym były jazgotliwe.
Z rana krakersy na ząb, zakupienie niezwykle okazyjnie pomarańczy z wyprzedaży- 1kg za $0,50- zagadnięcie do właściwej osoby i po chwili jechaliśmy w kierunku Warragula, czyli tam gdzie nas oczekiwali ludzie z CS. Postanowiliśmy tym razem porzucić uroki autostrad i pojechać drogami bocznymi, które, jak się dowiedzieliśmy, głównie są uczęszczane przez farmerów a szanse nasze marne i mizerne, ale tu zaraz jest przystanek autobusowy.... No i tak się zawsze kończy rozmowa z niedowiarkami, że jakoby miałoby nam się udać gdziekolwiek dojechać.
Miły pan zostawia nas w jakieś dziurze, z której po sekundzie bierze nas obszerna pani. Pani trochę dziwna, opowiada o swojej córce, która mieszka we Włoszech, ale nie jest pewna co właściwie tam robi. No cóż. Wysiadamy parę kilometrów dalej i zaraz jedziemy małą ciężarówką, prosto do Warragula. Skuteczność bocznych dróg okazała się wyborna.
Czym prędzej udaliśmy się do McDonalda, aby zakupić lody i podłączyć się do sieci. Mieliśmy tą wyjątkową możliwość poobserwowania tuczników australijskich, którzy tłumnie okupywali nasz lokal- zwłaszcza w godzinach lanczowych, gdyż wtedy są specjalne zestawy po okazyjnych cenach. Naszym hitem dnia okazały się dwie dorodne panie w towarzystwie przeciętnego mężczyzny, którzy zasiedli ze swoimi zestawami i zanim je spożyli, złapali się za ręce i odmówili modlitwę. Na co myśleliśmy, że wpadniemy pod stół ze śmiechu i naprawdę mieliśmy problem z powstrzymaniem się od głośnego nieprzerwanego rechotu. Zastanawialiśmy się jak mogłaby brzmieć ich modlitwa- Boże, nie pozwól aby nasze naczynia zostały zatkane blaszkami miażdżycowymi, a cukier zawart w napoju, który pijemy nie powodował skoków insulinowych..itp.
Więc tak sobie patrzyliśmy na ludzi, przy okazji wyłapując co lepsze kwiatki- młodzieńcy w wieku nastoletnim charakteryzują się wyjątkowym zniewieścieniem, a używanie przez nich prostownicy do włosów jest na porządku dziennym. Również warto pokazać się w tenisówkach do cienkich białych skarpet podciągniętych do połowy łydki. Młodzież może się do woli kolczykować i nikt na to nie zwraca szczególnej uwagi. Dziewczęta kładą tonę makijażu i przewiązują włosy wstążkami. Pojawiły się również cienkie skarpetki zakładane do balerinek i krótkich sukienek.
Efekt piorunujący. To parę modnych rad na nadchodzące lato :)
Po tym wartościowym popołudniu opuściliśmy Maka i ruszyli do sklepu. Już wychodziliśmy, gdy usłyszeliśmy, że ktoś nas woła po imionach. To Terry. Wypatrzył nas przy kasie i zaraz zgarnął do samochodu i zabrał do domu.

Terry i Margret okazali się fantastyczną parą, z niezwykłym poczuciem humoru. Z nimi po prostu chciało się przebywać. Idealnie się dopełniali w tym co robili i mówili. Oboje okazali się wybornymi opowiadaczami. Pokazali nam zdjęcia z ich corocznej przeprawy przez pustynię, na którą się Stefan strasznie napalił. Niestety wyprawa rusza dopiero w lipcu. Dużo gadaliśmy się i sączyli wino z kangura na ich rewelacyjnej zabudowanej werandzie. Wieczorem było barbeque, zwane tu po prostu barbie. Australijczycy uwielbiają skracać wszystkie słowa: mosqitos- mozi, Tasmania-Tazi itp. Potrzeba czasu, żeby się do tego przyzwyczaić, bo na początku było to dość irytujące. Więc na naszym zaserwowano nam steki z baraniny i kiełbaski z kangura, które niestety bardzo mi zasmakowały i trochę mi za to wstyd. Tym bardziej, że następnego dnia na kolację była super lazania z kangura, przekładana cukinią pochodzącą z ich ogródka. Eh.
Magret zabrała nas na wycieczkę po okolicy. Przeszliśmy się po lesie deszczowym i zobaczyliśmy pierwszy raz zwierzątko o nazwie echidna. Tłumaczenie polskie to kolczatka, ale nie jest to kolczatka w moim rozumieniu tego stworzenia. Do zobaczeniu na zdjęciu.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (17)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (5)
DODAJ KOMENTARZ
sawanna
sawanna - 2010-03-28 10:39
Co do echidny, to raczej ohydna. Kiełbaski z naszych braci kangurów,no cóż....Wino kangurze, ok. Poszukam takiego w Almie, jak będzie to przynajmniej zrobię zdjęcie. Oposy, precz, laleczki-horror.
 
mama monika
mama monika - 2010-03-28 19:07
że z kangura? Żeby chociaż z diabła z Tazi, ale nie kangura.
"Kubika" w Melbi był drugi:)
 
Chuda
Chuda - 2010-03-29 10:24
To tak Wam się powodzi... ;) ja tam po werandach nie siaduje....;p
 
majtrip
majtrip - 2010-03-30 02:35
Diabły trzeba ratować, a nie zjadać. Wiemy wiemy, że drugi - oglądaliśmy:)
 
mic
mic - 2010-03-30 21:24
trzeba ochraniac wszystkie zyjatka. ludzi i nieludzi :) pardon... po tych kangurach to juz naprawde nie moglem sie powstrzymac...
jeszcze jedna zbozowa kawa dla Was.
i okulary B-) pyk...
 
 
zwiedzili 13% świata (26 państw)
Zasoby: 344 wpisy344 925 komentarzy925 2909 zdjęć2909 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
23.08.2018 - 23.08.2018
 
 
03.09.2013 - 19.09.2013