Jako, że kilka dni minęło, a nam został już tydzień do wylotu, zdecydowaliśmy ruszyć dalej. Daleko nie ujechaliśmy. Ruth podwiozła nas na plaże Ohope, gdzie...mieszkała Heike, nasza nowa gospodyni. Krótki był to epizod, ale bardzo sympatyczny.
Dobrze się czuliśmy w tym niemieckim domu. Heike była lekarką, miała dwóch nastoletnich synów. A wieczorem przyszli do niej goście, co nam dało spokojny wieczór we dwoje w przygarażowym pokoju, gdzie to obejrzeliśmy ponownie „Inglorious Bastards” Bongiorno!!!:)))
Wcześniej oczywiście pożyczyliśmy boogie board'y i pogrążyliśmy się w pieleszach oceanicznych na półtorej godziny. Zaczęliśmy też fazę jedzenia kukurydzy z mikrofali. Zwykłej kukurydzy( Gisborne to kolebka; i tam się zaczęło:) którą smaruje się masłem i jest taka pyszna. A na wspólny deser było cheescake. Co za pychota. W Australii przechodzimy na dietę:)))