Wsiadamy do busa-choć ma sukienka kusa- pędzimy do Kasi na Coogee (jak dziadowski) Beach. Po blisko godzinie dojeżdżamy, zrzucamy bety i ruszamy z Kasią do centrum. Pierwszym punktem wycieczki jest znalezienie ławki, aby Stef mógł sobie zadać drzemkę. W samolocie były ekrany, to nie pospał. Udaliśmy się w kierunku ogrodu botanicznego. Pięknie, zielono, ale ławki znaleźć łatwo nie było. Wszędzie biegacze, bokserzy, futboliści, ludzie uprawiający wszelakie sporty. Na pierwszy rzut oka, nie wydawało się, że Australijczycy to druga po Amerykanach, najbardziej otyła nacja na świecie. Dopiero po zagłębieniu się w Botanic Garden, znaleźliśmy trochę spokoju.. Wszędzie fitnesy.
Po drzemce, spotkało nas jedno z największych zaskoczeń. Szliśmy sobie przez ogród i zastanawialiśmy się kim są szychy...? Czyli coś, zwisające z każdego okolicznego drzewa. Jakież było nasze zdziwienie, gdy się okazało, że to gacki!!!!!!!A dokładniej- flying foxes. Poczuliśmy się jak w Gothan City. Przylatują okresowo, żywią się pyłkiem, nektarem róznych drzew i owocami – stąd znane jako owocowe nietoperze ( friuit bats) W buszu są bardzo pożyteczne bo roznoszą nasiona drzew. W Sydney nie do końca. Niszczą drzewa. Jest ich ponad 20 tys. Podobno przyleciały, straciły swoje naturalne środowisko (tłumaczę z angielskiego) Czytałem, że mogą też przenosić niebezpieczną dla człowieka chorobę. Czasem, gdy zjedzą niedojrzałe owoce, które fermentują im w żołądkach upijają się i mogą spadać z drzew i mieć kłopoty z lataniem. W ten sposób została podrapana jedna pani w ogrodzie botanicznym i musieli podać jej serie zastrzyków.. Trochę przerażające.
Pogapiliśmy się dobrą chwilę , aż rozbolały nas karki i poszliśmy truchtem(bo inaczej tu poruszać się nie wypada i nikt cię nie szanuje jeśli po prostu człapiesz;) ku operze (o której więcej w następnym wpisie). W centrum jest darmowy shuttle bus, do którego co jakiś czas wskakiwaliśmy. I wyskakiwaliśmy też. I schładzaliśmy się w nim. Schładzaliśmy się też w windzie, koło Circular Quay. Winda ta zawozi na wiadukt, gada do Ciebie, ale przede wszystkim ma klimatyzację:)
Poszliśmy sobie na most (warto pójść w nocy, my nie poszliśmy, bo Stefan boi się ciemności). Łaziliśmy też po najstarszej dzielnicy Sydney- The Rocks. Szliśmy sobie spokojnie, aż tu nagle zobaczyliśmy grupę ludzi idących sobie pod mostem (w sensie od spodu – patrz fota:) ,z uprzężami i zastanawialiśmy się co jest grane. Po chwili trafiliśmy do siedziby firmy, która te wypady organizuje. Zdjęcia różnych celebrytów, którzy odbyli wycieczkę. Jakoś nie widać było cennika. Okazało się, że w zależności od pory dnia ceny się wahają, ale raczej oscylują wokół 200-300 dolarów. Szok. Wycieczki trwają około 3h i startują co chwilę. Zaczynamy w Polsce biznes:)
Co krok napotykaliśmy pary buchające miłością do siebie i w związku z tym dokonujące obrzędów weselnych i fotograficznych. Pary były wszelkich narodowości, bo przecież miłość nie jedno ma imię:)
Na niedzielę zaplanowaliśmy spacer wybrzeżem pomiędzy Coogee a Bondi beach. Ale już wieczorem dostaliśmy wiadomość o trzęsieniu ziemi w Chille i zagrożeniu tsunami dla wschodniego wybrzeża Australii (zresztą dla całego Pacyfiku). Coś, o czym zazwyczaj czytasz w gazecie, zaczęło nas dość konkretnie dotyczyć, zważając, że mieszkaliśmy kawałek od plaży. Syreny wyły od rana i czekaliśmy na kolejne wiadomości. W końcu popołudniu pojawił się komunikat o odwołaniu alarmu. Więc wyruszyliśmy na spacer wybrzeżem. Przeszliśmy połowę trasy i zaczęło lać. Spędziliśmy więc 1,5h na przystanku.Cóż to była za wiata. Miło się siedziało, ale nie mogliśmy ukryć zaskoczenia, że takie zjawiska pogodowe jak deszcz, występują w tym kraju i to akurat wtedy, kiedy my przyjeżdżamy. Może nie tyle deszcz, co że nie jest to deszcz przelotny, ale o tym jak bardzo się mysliliśmy, mielismy się przekonać już niebawem.
Tsunami się nie pojawiło, ale smutek związany z tym co stało się z Chille, i owszem. Szczególnie, że dla mnie jest to jeden z krajów, które bardzo mnie interesują. Brak słów.
Bardzo dziękujemy Katarzynie i jej współlokatorkom za gościnę. Było nam u Was przefajnie. No i nici byłyby z Sydney, gdyby nie Ty Kasiu.
Praktyczne:
- w mieście są porozmieszczane fontanny z pitną wodą, więc nie trzeba kupować w sklepach, my sobie jeno nosiliśmy kubeczek papierowy ,bo z fontanny nam się piło niewygodnie
- shuttle bus ma numer 555 i robi pętle, jest też autobus 666, jeździ do dzielnicy Devil's Mouth :)
- toalety publiczne płatne $0,50 , więc warto zaopatrzyć się w cewnik;)
- naszym Australia summer hit 2010 są lody w Mc Donalds lub w Głodnym Jasiu (Burger King, który tu się nazywa Hungry Jack - dziwaki) w cenie miejskiej toalety
- warto zakupić bilet miejski na 10 przejazdów (znacznie taniej niż kupować za każdym razem)
- co do wysyłania paczki. Oczywiście lotniczka szybko, ale i dwa razy drożej. Początkowo mieliśmy wysyłać za pośrednictwem poczty australijskiej (z Nowej Zelandii znacznie drożej) ale trafiliśmy na firmę Mazur-Cargo,, której robimy małą reklamę. Miejmy nadzieję zasłużenie. Sprawa prosta: pan po paczkę przyjeżdża, min 10kg - czyli około 40 dolarów. Nie ładnie tylko, że od razu nie informują, że jeszcze 5 za dojazd. No ale podobno firma z dużym doświadczeniem, więc mamy nadzieję, że wszystko będzie ok.
Kilka, wydaje mi się, wartych przeczytania informacji o kraju.
- Terra Australis to określenie łacińskie i znaczy Ziemia Południowa (łac.terra– ziemia, australis– południowy, określenia używali Europejczycy aż do połowy XVIII w.
- Mówiąć najogólniej: Australia zaczyna istnieć jako kraj od końca XVIIIw. Choć nie do końca jasne są wszystkie informacje: pierwsi odkrywają Australię Portugalczycy w XVIw, później byli jeszcze Holendrzy, a w 1768 brytyjczyk James Cook. Anglicy decydują się zasiedlić Australię i zaczynają zsyłać skazańców. Późniejsze Sydney zaczynało jako kolonia karna.
- Aż do połowy lat 60tych XX wieku Aborygeni byli wpisani do oficjalnej Księgi Flory i Fauny. Nam trudno uwierzyć, że tak długo ( i że w ogóle) traktowano ich jak zwierzęta. Dopiero od 1984 mogą głosować.
- Australia to monarchia (królowa Elżbieta II), a władzę faktyczną ma Generalny Gubernator.
Będę się starał informacje dopisywać. Takie zmiany na blogu:)