Geoblog.pl    majtrip    Podróże    303 stopy i 4 nogi    gdzie znów przegrałem w kości, a dziewczyny uprawiają 'kruzing”
Zwiń mapę
2010
06
sty

gdzie znów przegrałem w kości, a dziewczyny uprawiają 'kruzing”

 
Nowa Zelandia
Nowa Zelandia, Balclutha
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 21474 km
 
Po opuszczeniu campingu nasi znajomi z alfy podejmują decyzję, która bardzo nam odpowiada – jadą do Bluff. Cudownie. Mijamy po drodze Lumsden ( po raz pierwszy) i tu po raz pierwszy spotykamy ludzi miłych. Dziura, gdzie nie ma nikogo i w końcu ktoś w barze napełnia butelkę wodą i zaprasza ponownie, nie trując pierdół o tym jak to nie może tego zrobić i ponieść odpowiedzialności za nasze zdrowie. Już widzę jak ciągamy go po sądach nękani sraczką.

Naprawdę z nikim chyba wcześniej nie spędza nam się tak dobrze czasu jak z Christianem i Judith. Odwiedzamy Invercargill, później Bluff. Invercargill to wielkie jak na standardy południa miasto, gdzie przekąszamy lunch. Robi miłe wrażenie, aczkolwiek poza kilkoma ciekawymi architektonicznie budowlami jak np. stara wieża ( taka co się w niej gromadzi wodę na wypadek pożaru:) nie mam tam nic ciekawego. Ale nie ma też za wielu turystów i to nam się podoba.
W Bluff zakupujemy rybę i pyszne frytki i zjadamy to pod słynnym drogowskazem ( patrz foto). Przypadkiem na ten kwadrans wyszło słońce.

Naszym pierwotnym planem było wracać do Fiordlandii, ale szybko plan zostaje zmieniony na wycieczkę południowym wybrzeżem w poszukiwaniu rzadkich delfinów marki Hektor i rzadkich pingwinów ze stajni żółtookich. Może i delfiny były, ale na pewno nie było nic widać, bo strasznie lało ( zatoka.....) O wiele więcej szczęścia mieliśmy w Nugget Point, gdzie z małego schronu udało nam się podejrzeć pingwiny wychodzące z oceanu i lwy morskie płaszczące się na plaży. Wrażenie wspaniałe. Jak tylko wpakowaliśmy się z powrotem do auta, niebo całkiem się zasnuło i znów poczęstowało nas hektolitrami wody. Dalsza droga kręta i męcząca. Szukamy noclegu „ na dziko”, ale robi się ciemno i leje. W alfie, jak to w alfie coś musi być spieprzone- nie działa nawiew, więc nie wiele widać. Docieramy w końcu do Balcluthy, gdzie po zhandlowaniu z super panią ceny, wzięciu prysznicu i rozbiciu namiotu, w przerwie między jedną ulewą a drugą, zasiadamy do partii kości. Znów przegrywam.

Praktyczne:
-camping w Balcluthcie kosztuje $15 od osoby
-na oglądanie pingwinów należy się udać w godzinach wieczornych – 20-21. tu się robi ciemno dopiero około 22.
- jeśli ktoś kiedyś trafi do Balcluth'y (a nic tam nie ma, poza bardzo przyjemnym i jedynym polu namiotowym) internet do pół godziny jest za darmo przy głównej ulicy. Wystarczy się zalogować do bodajże rivernet. Oczywiście trzeba mieć swój komputer. Bez niego chyba najdroższy net w NZ.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (15)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
Christianem i Judith
Christianem i Judith - 2010-01-11 04:18
STEFAN!!!!!
 
majtrip
majtrip - 2010-01-11 08:38
SPRING BREAK!!!!!! :D
 
 
zwiedzili 13% świata (26 państw)
Zasoby: 344 wpisy344 925 komentarzy925 2909 zdjęć2909 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
23.08.2018 - 23.08.2018
 
 
03.09.2013 - 19.09.2013