Rano, po chłodnej nocy (kolejnej - w ogóle jeśli ktoś się tu wybiera, to zalecamy ciepły śpiwór - polecamy coś puchowego do 1kg.) nim się wyklulismy z naszej jamy (żarcik: jak się nazywa przedszkole po angielsku? dop.: "day cave":) i nakarmiliśmy siebie i mewę, okazało się, że pogoda się poprawiła i na pewno 3 łódki nam uciekły.
Trochę smutno, ale cóż - góry czekają. Udało mi się jeszcze zobaczyć jak przekładają łódkę z przyczepy do wody. Ja nigdy nie widziałem takich manewrów:)
Wyruszmay o 10 rano, mamy do Masterton około 120 km. Na 13 wjeżdżamy pod chatkę rendżera sypiąc spod kół sportowego starutkeigo Nissana żwirwoe bałwany. Chłopaki równe to i nas podrzuciły na szlak. ( od drogi głównej jeszcze około 15 km).
Opiekuna chatki znaleźć się nie dało, więc zostawiliśmy depozyt u miłej parki w camper autobusie. O 15.30 ruszylismy na trasę Mt.Holdsworth Circiut.
Po 3,5h jesteśmy w pierwszej chatce.Najpierw około 2h przez piękne i niespotykane lasy ( paprocie gignaty i drzewce), a później ostro w górę ( bez pomocy rąk nie da rady).
Jest pięknie, ale niewyobrażalnie zimno. Robimy sobie nasze zupki i jemy Brada Pita z masłem i paprykę:)O nocy i temperaturach lepiej nie pisać - niebawem nabywamy porządny śpiwór dla Stefka.
Ale co najważniejsze, miałam w nocy spotkanie z oposem. Kiedy szłam do toalety,possum biegł po balustradzie.Kawał zwierzaka. Stanął jak wryty kiedy mnie zobaczył.Myśle ,że oboje mieliśmy głupie miny. Kiedy zgasiłam czołówkę- chwała Ci Pucynku, bo gdybym jej nie miała, zobaczyła to bydle, albo co gorsze przelaciałoby mi koło nogi to bym tam padła!!! Więc zwierz zbaraniał,ale sie nie ruszył. W końcu na niego fuknęłam, to zwiał pod schody. Głupi opos, bo sie nie płoszy.
O 6 rano wstajemy ( bo czeka nas przejście mostu bez "b" - czyli grzbietu i pan poradził, żeby się lepiej do 11 wyrobić bo lubi strasznie wiać. Słonko już wysoko i nawet ciepło, nie to co wewnątrz puchatki. Jest jeszcze siedem osób - sami tutejsi, ale nie nachuchaliśmy. Robimy śniadanie - porydż, mafiny z serem ( jeśli ktoś wie gdzie podział się ten ser to proszony jest o kontakt - bo my go nie znaleźliśmy;)Ruszamy po grzbiecie do MT.Holsworth ( 1500m) Jest pięknie, nie ma ludzi - ale to w ogóle. Klimat tatrzańsko - bieszczadzki:) Nie wieje. Szlak oznaczony tyczkami ( Tyczka, słucham) nie najlepiej, ale nie ma co anrzekać bo podobno nim trafił do Lonely Planet to w ogóle nie miał oznaczeń. Na 11 dochodzimy do następnej puchatki o wdzięcznej nazwie " Jumbo " Jesteśmy sobie sami. Cudownie. Gotujemy gorące kubki ( pieczarkowa i krem z kury- dwa ostatnie z kraju - matki;) Odpoczywamy sobie i ruszamy. Trasa planowana jest na 3 dni , ale decydujemy się dziś dokończyć pętlę, by rano móc ruszyć do Wellington, no i pogoda lubi się szybko zmieniać. Idziemy przez las drzewców ostro, bardzo ostro w dół. Kolana krzyczą do nas po maorysku (@#$%^&&%$#@#**!!!)Zalecamy by male dzieci odwróciły wzrok!!!
Po 2h harówy - upragniona dolinka, orzeszki, płyny, wiecie te wszyskie dobrodziejstwa, które wozi za nami samochód naszego klubu;)Idziemy sobie wzdłuż rzeki, humory dopisują..tak dopisują 30 min, godzinę, a później mniej, po dwóch nie można ich nazwać humorami, a wręcz humorzystami:). W między czasie Stefek wymyśla rymy, fraszki i limeryki: "Po co żyjemy? By dostawać nauczkę za nauczką,a później przekazywać je wnuczkom". Mamy też nowy tekst dla Pawła Kukiza, a oto refren: Nowe mieszkanie, strzelimy dwie banie. Może Was to nie smieszyć, ale uwierzcie, że nas i owszem.
Są tam na szlaku również mostki, żeby człowkiek nie łaził po wodzie ( co nam się zdarzyło tego dnia- jak robiliśmy George Bush Walk , po zgubieniu szlaku;)No i Gryfek chciał by mostki były ruchome, więc Stefek zadecydował zgodnei z duchem ekologii i energii odnawilnych żeby posadzić oposy na rowery , coby pedałując napędzały ruchome chodniki!( Oposy, jeśli jeszcze nie wiedzieliscie są największą plagą tego kraju. Zwłoki mozna znaleźć bardzo często na poboczu drogi) No i tak to nam czas mijał, aż po 3 h, czyli 10 od wyrusznia i pokonaniu około 1200m w górę i w dół dotarliśmy z powrotem. Pseudo- mycie, kolacja i rozbijamy się na łączce.
Praktyczne:
Szlak przepiękny, bardzo wymagający, należy być dobrze przygotowanym fizycznie i ekwipunkowo. Im więcej doświadczenia góskeigo tym lepiej. Ale nam pogoda dopisała i było cudownie. Polecamy!!!