Udajemy sie do medyny i jakoze sie sciemnia trafiamy do obskurnego hoteliku na dach...(Batuta- konczy sie po 20 Dirhamow za glowe- za dach)
rano przenosimy sie do Suika hotel ( obok polecanej przez lonely planet Mauretanii)jest w porzadku ( po 30) taras przystosowany do spania, zadaszony, materace, laznienka ( muszla i prysznic- jak sie okaze rarytasy!) rzeczy zostawia sie na tarasie ( oczywiscie kosztownosci o bizuterie zabieramy:)
–przez pierwszy dzien wloczymy sie po medynie, co chwile ktos nas nagabuje i proponuje haszysz...jakoze jest to przedpole glownego zaglebia narkotykowego w Maroko ( ale o tym pozniej) przez co ceny sa wysokie, a sprzedawcy nie maja ochoty sie targowac , wrecz sa bezczelni ( poprzewracalo im sie w dupach:)
–szkola jazdy...instruktor ma przed soba druga klierownica...raczej osobliwa sprawa ( patrz zdjecie)
–pijemy tez pierwsza herbate z mieta i kawe w barze dla lokalnych zuli..jak by pomyslec o tym jak zmywane sa szklanki i kto tam popija mozna by...no wiadomo..ale jest pyszna...obok starcy wygrywaja na bebenkach rytmy...najs.
–praktyczne: ludize zostawiaja na tarasie wlasciwie wszystko , tylko ze zalezy to od hotelu, rodzaju trecepcji itp. Wg wlasnego uznania. My portfeli nie zostawialismy:)
–przed wejsciem do medyny po lewej jest bardzo sensowna kanapkarnia...12 Drh za bagiete...z wieloma skladnikami...
–w szafie szefow pilismy wode z kranikow miejskich..ciakawa sprawa: za zwyczaj stoi kubek z ktorego pija sobie wsyzscy chetni...nam nic nie jest wiec pozostawiamy kwestie do rozwazenia..woda podobno jest z gor i smakuje dobrze...zaoszczedza sie sporo...
–w gory najlepiej wyjsc wczesnie ...kolo 5.30 pokonac medyne i ruszyc dalej...nam do wodospadow dotrzec sie nie udalo, ale pewnie warto bo widoki sa cudowne...
–jemy pierwsza harire na ulicy ale nie jest za specjalan (5DRH) zupka- jedno z dan charakterystycznych, zmienia sie w zalez\nosci od regionow..o tym pozniej...
–Owoce drogie- ceny generalnie jak w Polsce albo i wyzsze...fatalnie..na prawde im sie poprzewracalo.