no to po 6h wspanialej podrozy w kurzy i znoi...nagle jak slawne Las Vegas wylania sie miasteczko...jedziemy wzdluz sciany 4 i 5 gwiazdkowych hoteli ( lapowki tajskich linii lotniczych..blokuja budowe drogi.he he)
lokujemy sie w takim raczej bez gwiazdek ( chyba ze z dachu, jak do gory popatrzec...)
na a pozniej cza bilet nabyc transport zorganizowac i zwiedzac...zwiedzac...
jesli ktos nie jest bardzo zainteresowany a tylko chce miec pojecie o Angkor'ze to dzien wystarczy....my bawilismy 3...
na pewno warto to wszystko zobaczyc..chociazby....zeby nie zapomniec...
a tak powaznie to choc robi to wrazenie..to szczerze mowiac spodziewalem sie czegos wiecej..
no i ciagle pozostaje niewyjasniona zagadka..dokad wedruja miliony dolarow ( za bilety wstepu, wizy itp.) bo na pewno nie zostaja w kraju....w ktorym generalnie panuje bieda ogromna...
z zycia wziete:)
jako ze mieszkamy kolo piekarni..wysylamy znajomego autochtona coby tanio nabyl pieczywo ( cieple bagietki) , zakupujemy nowozelandzkie maslo i salami koprodukcji tajsko- niemieckiej...no i orgia...