Poranna herbata i pączki dają nam kopa. Zbieramy się, szybki prysznic. Proboszcz dostaje gorące podziękowania, a do tego: pocztówkę z Krakowem, mydło w płynie i płyn do mycia naczyń (earth...friend, taki to co szara woda po jego użyciu nie szkodzi roślinom i w ogóle jest ekologiczny, a co najważniejsze nie trzeba po nim naczyń spłukiwać. Dla mnie super. W ogóle w trakcie naszych wojaży odkrywamy wiele takich małych rzeczy, rozwiązań, patentów, które wydają się być naprawdę przydatne.)Ruszamy w stronę drogi wylotowej na północ. Instalujemy się na stacji i cierpliwie czekamy.
Na stacji coś się schrzaniło z terminalem, więc ci sami ludzie są tam już około 20 minut. Widzimy dwóch kolesi, ale Gryf stwierdza, że będą farmazony pierniczyć i początkowo odpuszczamy. I pewnie gdyby nie ta awaria i wsiedliby i pojechali, to byśmy nie zagadali. Ale zagadaliśmy i siedzieliśmy w terenowej Toyocie. Jadąc do...Darwin! Szykowało się 1500km bez przerw. Chłopaki dzień wcześniej wyjechały z Adelajdy i nie zamierzały się zatrzymywać. Postanowiliśmy, że około 16 podejmiemy decyzję czy my również. To oznaczałoby około 6h jazdy po ciemku i dotarcie do Darwin około 1 w nocy.
Decydujemy się jechać z nimi do końca.
Szybko się okazuje, że nie było to najszczęśliwsza decyzja. Jechanie w nocy było bardzo męczące i stresujące. Obaj kolesie mieli za sobą wiele godzin nieustającej jazdy i żadnej porządnej przerwy. Ostatnie 400km, które tak nas stresowało, dla nich było jak odcinek Myślenice- Kraków. Wydawało im się, że już tuż tuż będą w domu. Dla nas najgorsze było wymijanie road trainów w taką czarną noc.
Około 2 w nocy dojechaliśmy na farmę jednego z nich i padnięci poszliśmy spać, rozbiwszy namiot na podwórku. Ale zanim zasnęliśmy, Stefan zaczął snuć wizje, jakoby jechaliśmy z przemytnikami narkotyków. Że kiedy się odchylił za siedzenie, to tam były jakieś rzekomo podejrzane paczuszki. Myślę, że ta teoria została ukuta na podstawie tego, że jeden z nich namiętnie oglądał w samochodzie serial „Weeds”, o wdowie, która dilowała marihuanę.