Rano stajemy na stopka kole kampingu..i...po umyciu zebow zjawia sie aniol stroz nr 2!!!Elmo!no wiec od czego by zaczac. Dzien wczesniej rozmawiamy o zawodzie weterynarza..i prosze..Elmo jest na 3-im roku weterynarii. Przyjechal polazic po gorach i spac w schronisku, by dnia nastepnego udac sie na plaze...czy nam sie to podoba???
–z miasteczka jedziemy kreta droga z tunelami do poczatklu szlaku ( szlibysmy pewnie ze 3h i trudno byloby sie polapac) zostawiamy czesc bagazu i ruszamy. Okolo 17 dochodzimy do karalucha ( taka nazwa schroniska:) glowne sale zajete sa przez panow pracujacych przy wyrebie lasu wiec dostaje nam sie mala izba...ale za to z dwoma gniazdami szerszeni
-–Gospodarz schroniska na pocztku wydaje sie gburem, ale okazuje sie byc serdecznym i mily gosciem..czestuje piwkiem i pomidorami ( te nie z puszki)
–na zdjeciu LCD, przywleczone na grzbiecie mula na okolo 1900m:)
–na terenie schroniska placza sie luzem dwa muly...( na zdjeciu jeden z nich) zachowujac sie troche jak domowe zwierzatka i podchodza do nas jak jemy itp.
–rano wracamy spokojnie i jedziemy na plaze...costa del sol...
–praktyczne: schronisko z powodu tych prac czynne jest tylko w weekendy, o czym nie wiedzielismy, ale tak nam sie sprytnie trafilo:)
–szlaki sa srednio oznakowane wiec lepiej isc z kims kto sie orientuje badz nabyc mape.
–Jest piekielnie goraco. Na gorze jest zrodlo ( tylko trzeba wiedziec jak tam trafic, Elmo wiedzial i powiedzial, a to bylo tak..:)