po Granadzie lazimy w nieladzie...a wlasciwie w upale..bagaz zostawiamy w hotelu, w jedynej chyba przechowalni poza dworcem niestety nazwy nie pamietamy ale jest przy glownej i sa szafki- na 2 plecaki, za 2 Euro ( i mozna sie wslizgnac pod prysznic, ale nie do szafki!!!:)
–z internetu korzystamy dzieki uprzejmosci jednego z hiszpanskich bankow:) skad rowniez pewna pani podpieprza cukierki i lizaki!!!
–do Alhambry nie wchodzimy, poniewaz bilet dla dwoch osob przekroczylby znacznie dzienny zasztrzyk finansowy...moze kiedys..lazimy wokol i ogladamy co sie da. Z zewnatrz jak dla nas nie robi zbyt wielkiego wrazenia. Ale pewnie warto.
–autobus 390 za 1,2 Euro!!! wywozi nas nieopodal Campingu w Sierra Nevada( trudno znalezc przystanek bo sa remonty wiec trzeba pytac.ale punkt informacyjny w miescie dziala i to calkiem sprawnie). Jest pieknie. Kamping w lewo, my...w prawo i ladujemy na jakimspastwisku chyba, pod drzewem...gwiazdy jakich od dawna nie widzielismy. Pieknie.
-pierwszy raz tez jestesmy swiadkami zjawiska karawan samochodow , na dachach ktorych na kilka metrow pietrza sie najrozniejsze rzeczy...poki co nie wiemy o co chodzi