To już ostatni dzień i powrót do Puerto Natales. Pogoda ciągle łaskawa, chociaz powyżej kampingu wszystko zachmurzone.
Wyjście z obozu trzeba zaplanowac tak, aby zdążyć na autobus do Puerto Natales- w ciągu dnia są dwie godziny odjazdu.
Jacyś smętni jesteśmy, że nam się już ten trek kończy.
Na trasie znowu gęsto- duzo osób zaczyna pętle od tej strony. Ja sie cieszyłam, że tak nie zaczęliśmy,bo to podejście jest strome i w kurzu/błocie (jeśli ma sie pecha do pogody)
Mamy dobry czas, więc dużo się zatrzymujemy i ja się wykłądam w słońcu, a Stefan sie chowa pod krzaczkami.
Mijając rzeki, można zobaczyć przekraczających je tragarzy, którzy na koniach dowożą jedzenie do schronisk.
Docieramy na dół z dużym zapasem czasu, rozkładamy się na polance, zakupujemy odpowiednie napoje i czekamy na autobus, ktory dowozi do głownego przystanku zz którego zbierają turystów autobusy. Można też przejść tej fragment, ale nie jest to nic przyjemnego. Idzie się po szutrowej drodze, a samochody, ktore mijają, zakurzają okolicę i trzeba sie cały czas zakrywać. Ale oczywiście można to przejść i oszczędzie się wtedy na pośrednim autobusie.
Do Puerto Natales przyjeżdzamy póxnym popołudniem Odbieramy rzeczy z poprzedniego hostelu i dokujemy sie w chilijskim przybytku. Cena niższa niż w Erratic Rock, ale warunki takie sobie. Muszą mieć w Chile swoją UE, bo w pokojach o marnym wyposażeniu, pół ściany zajmują wielkie telewizory- za tym na pewno stał jakiś grant... :)
W pokoju wieje z nieszczelnyc okien i nie ma ogrzewania, poza tym ktore jest w przedpokoju- więc trzeba by spać z otwartymi drzwiami... Wyciagnęliśmy puchowy śpiwór i zamknęliśmy temat.
Okąpani, oprani, ruszamy szukac kolacji.
Nasz wybór padł na restauracyjkę, przypominającą nam w stylu słowackie przybytki typu Ubytovnia. Ale jedzenie było przepyszne i w bardzo przyjaznych cenach.
Stefan miał syndrom gór, więc potem zaliczyliśmy jeszcze jedną restaurację. A na koniec chciałam sie dopieścić i wypić gorącą czekolade na mleku sojowym.... I więcej tego nie zrobie. Za to kafejki była przyjemna. Prowadzi ją Angielka, która w Chile mieszka od 20 lat. Poniewaz kawiarnia działa sezonowo, to poza okresem napływów turystów, właścielka zwija sie na wyspy.
Na ryneczku Puerto Natales już wszysko obwieszone świątecznymi lampkami :)