Geoblog.pl    majtrip    Podróże    Argentyna & Chile 2014 (listopad/grudzień)    12h ciurkiem z hitami
Zwiń mapę
2014
18
lis

12h ciurkiem z hitami

 
Argentyna
Argentyna, Buenos Aires
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 12158 km
 
Przylecieliśmy wczesnym rankiem. Ale zanim wykaraskaliśmy się z lotniska, mieliśmy kilka sprawek do załatwienia, które dość mocno popsuły nam krew. Dlatego rekomendujemy przeczytać ten fragment.

KASA- jedynie opłacalną walutą są $. Na podróży można oszczędzić 1/3 kwoty wymieniając amerykańską gotówkę. Płacenie kartą, czy wypłacanie z bankomatów- duże straty i dodatkowe obciążenia.

TO PRAWDA, że w oficjalnych punktach do wymiany walut, oraz bankach, jest tragiczny kurs na argentyńskie Peso.

BANKOMATY, których na lotnisku są 4, zawsze naliczają dodatkowe obciążenie, w wysokości 50 Peso, niezależnie od wyciąganej kwoty.

BANKI na lotnisku są dwa- jeden w hali, drugi poza nią- trzeba do niego poczłapać spory kawałek; W banku w hali ciągnie się absurdalna kolejka do wymiany gotówki- kurs tragiczny, ale przynajmniej nie doliczają dodatkowej opłaty

WNIOSKI- wymień euro/dolary na lotnisku w Europie- tylko 20-30 Euro (czy 40 $), żeby mieć na przejazd do centrum- kurs będzie taki sobie, ale nie stracisz czasu na lotnisku w Bueonos Aires; Zamiast boksowania się i biegania między okienkami i kolejkami, z uśmiechem na twarzy ruszysz do transportu, ktory zabierze Cię do centrum miasta. (Nie wiemy jak z wymiana na peso w kantorach w Polsce- ale może też się da)

TRANSPORT DO CENTRUM- nie myślcie sobie, że to takie proste. Wszyscy chcą żebyś pojechał Tienda León Bus (http://www.tiendaleon.com/resultados/busqueda/bus/)- podawanie ceny nie ma tu sensu, bo się cały czas zmienia. Jak my byliśmy, to kosztowało to 140 Peso (ok 45 zł), jedzie ok 40 minut.
Można wziąć też autobus publiczny, nr 8, jedzie ok 2h- rozważaliśmy ten przejazd, ale trasa jest po przemysłowych peryferiach Buenos Aires i jest nieciekwie.Poza tym, aby używać tego transportu, trzeba kupić specjalną kartę- nie można jej dostać na lotnisku. Bez tej karty, cena za bilet jest podwójny- chociaż to iągle najtańszy sposób przejazdu tej trasy.
!!!POLECAMY TRANSPORT!!!- My wybraliśmy opcję niewymienianą przez nikogo- nie ma nawet standu na lotnisku. Przypadkowo dowiedzieliśmy się o niej od pani z iformacji turystycznej. AERO BUS https://www.facebook.com/aerobusezeiza. Jeździ tylko od poniedziałku do piątku. Koszt 70 peso od osoby z bagażem.

AD REM
Dojechaliśmy do centrum miasta i mieliśmy nasz czas na szwędanie się, przed wieczornym wylotem do El Calafate.
Było tak gorąco, że głównie zależało nam na niekończącym sie źródle wody i na zostawieniu gdzieś plecaków, aby móc swobodnie łazić.
Ale okazało się, że taka funkcja jak poczekalnia na bagaż, tutaj nie istnieje.
Łaziliśmy między hostelami o pytali czy możemy zostawić plecaki. W końcu się udało, dzieki Stefanowi, tam tez wymieniliśmy pieniądze po dobrym kursie i ruszyliśmy w miasto.

Właściwie cały dzień spędziliśmy w dzielnicy Monserrat. Krążyliśmy po Plaza de Mayo, gdzie cały czas były kordony policji (wojska?) przygotowane na pospolite ruszenie w każdej chwili. Protesty i rozsypywanie ulotek od tamtejszych związków zawodowych, to chleb powszedni.
Udało nam się też połazić po marinie, gdzie wzdłuż rzeki stoją wielgachne biurowce i uczelnie.
Samo wrażenie po tym dniu- nie jest "argentyńsko"... cokolwiek to znaczy. Jeśli macie jakieś wyobrażenia o Buenos Aires, to będzie ciekawie je zestawić z rzeczywistością.
Odbieramy plecaki i przedostajemy się do portu lotniczego.
Na lotnisko Jorge Newbery jedziemy autobusem publicznym, przejazd ok 40 minut. Nie jest może najpiękniejszy, ale można zobaczyć inną stronę miasta i pogapić się na ludzie- co jest super.
Sam port lotniczy leży tuż nad rzeką, jest bardzo ładnie. A ponieważ nasza linia lotnicza Aerolineas Argentinas jest spóźniona, to sobie siadamy na betonowym przyczułku, który wychodzi do rzeki. Bardzo ciekawe miejsce. Nie do końca wiadomo o co chodzi z tym miejscem- było tam postawionych kilka namiotów- takich turystycznych - i wyglądało to trochę jakby osoby, ktore zamieszkują ubogie dzielnice, postanowiły tam spędzić urlop.... Chociaż podejrzewamy, że po prostu były to namioty osób nie mających gdzie mieszkać.
Z jednej strony takie towarzystwo mocno patologiczne, młode mamy z dzieciakami,a z drugiej strony rodzinki na leżakach, pijące yerba mate. Do tego muza lecąca z domowych głośników i nastrój piknikowy.
Ciekawe zestawienie.

Potem nasz samolot okazał się jeszcze bardziej opóźniony i troszkę zaczeliśmy się irytować, by w końcu o 2 w nocy wylecieć do El Calafate.


 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (4)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
mamaMa
mamaMa - 2015-02-28 00:05
ALE NOGI!!!!
Mediolan zaplakany deszczem, przed ktorym w nogi, a tutaj slonce, przed ktorym tez....w nogi;-)
 
 
zwiedzili 13% świata (26 państw)
Zasoby: 344 wpisy344 925 komentarzy925 2909 zdjęć2909 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
23.08.2018 - 23.08.2018
 
 
03.09.2013 - 19.09.2013