21-02-2008
Rankiem wczesnym ( dramatycznie wczesnym) czyli przed 7 ruszamy by lodka poplynac na spotkanie z "floating market"..ponoc jeden z najwiekszych w delcie Mekongu...
po wielu przejsciach i probach naciagniecia nas na wieksza kase...plyniemy...ok 1h w jedna strone..nasza lupinka (vel lodolamacz) mijani przez o wiele wieksze turystyczne lodzie i calkiem wielkie barki....radzimy sobie z wplatajacymi sie ciagle w srube smieciami...falami..itp. Nasza pani kapitan jest dzielna...
mnie osobiscie nie zachwycilo( targ odbywa sie w glownym korycie rzeki...lodek i lodzi jest wiele..takie zwyczajne targowisko tylko ze na wodzie)...choc doswiadczenie ciekawe...
Co do rzeki...myje sie w niej, sika do niej, wyrzuca smieci...generalnie syfnie..
takze odwiedizlismy wytwornie klusek/kow ryzowych ( a obok zaraz zagrody ze swinkami-wiec pojawilo sie pytanie czy swinki z ryzu sie wyrabia; czy na odwrot - to taka wstawka abstrakcyjna raczej dla czytacza..no ale co tam...)
no i owoce tanie sa...wiec sie cieszymy...
no i zaraz ruszamy dalej...
tip:
bardzo osobiscie zaproponowalbym raczej to miejsce pominac...choc moze to byc bledne odczucie...
No i zatrzymalismy sie w Hien GH z lonely planet...w porzadku..