Wyruszając na kolejną przejażdżkę po okolicy, musieliśmy zatrzymać się z piskiem opon na głównej ulicy.
Zauważyliśmy, że na niewielkim podeście znajdują się dwa młodziutkie leopardy. A są tam dlatego, że nieopodal znajduje się coś na kształt zoo połączonego z safari i oni sobie wymyślili, że przywożąc młode zwierzaki do pokazania, będą to miejsce promować. Koty mają na łapie łańcuch, ale poza tym wydają się szcęśliwe i zadowolone. Po uiszczeniu opłaty (ok. 10zł), można nakarmić panterę i zrobić sobie zdjęcie. Co ciekawe, zaobserwowaliśmy, że ludzie karmiący zwierzaka, głównie skupiali się na tym, żeby uśmiechać się do aparatu i nawet nie patrzyli, na kota, który swoimi potężnymi umięśnionymi łapami wspinał się na nich- chociaż leopardy młode, to jednak dzikie i groźne zwierzęta. Była też i taka idiotka,(jakim durnym trzeba być człowiekiem?), która młodszemu kotu (4 miesiące), dała do „zabawy” strzępki chusteczek i papieru toaletowego. Oczywiście zwierzak zaraz próbował to zjeść i trzeba było mu wkładać rękę do pyska i wyciągać wszystko. Koty były pod opieką dwóch mężczyzn, jak mniemaliśmy, pracowników zoo. Powiedzieli nam, że pieniądze tutaj zbierane, są przeznaczone na pokarm i pielęgnację panter. I tu pokazano nam puszkę z pokarmem- co było zabawne, na puszcze, obok obrazka świnki morskiej i kota, znajdował się również pysk bigla! No jeśli młode lamparty i młode bigle zajadają to samo, tłumaczyłoby to niewątpliwie temperament mojego psa.
Spotkanie z kotami było wyjątkowe. Mieliśmy okazję je pogłaskać, ale przede wszystkim gapić się na nie i ulegać złudzeniu, że patrzymy na kocięta, a nie na -jakby nie było-groźne drapieżniki. Chociaż ich wielkie łapy i chód szybko o tym przypominały.