ale wlasciwie to chinskie miasto z neonami i komunistycznym pomnikiem wzniesionym na przeciw Potala Palace...generalnie niesamowite kontrasty..."wypindrzone" Chinki i Tybetanczycy w swych "narodowych" strojach zebrajacy na rogu ulicy..( oczywiscie to tylko przyklad, bo roznorodnosc jest tutaj naprawde uderzajaca...)
Tybetanczycy sa chyba najbardziej niesamowita nacja z jaka sie zetknelismy...praktycznie nie mowia po angielsku ( wiec nie wiele komunikacji zachodzi) natomiast niezaleznie od wieku usmiechaja sie niesamowicie szczerze ukazajuac zlote zeby(sic!) albo dziury po nich w zaleznosci od zamoznosci...maszeruja dookola palacu krecac mlynkiem:)
Mamy w koncu hotel w ktorym nie zamarzamy...i goraca wode ( i gorace reczniki na powitanie- kto zna historie mojego lotu BA w bussiness class ten pewnie wie jaka bylka moja reakcja;)bo bylo wczesniej roznie...
poki co tyle...
wiem ze nie piszemy za wiele...no ale mam nadzieje ze to zrozumiale...