Ten dzien byl pogodowo jednym wielkim koszmarem.
Tacy bylismy zadowoleni,ze przejechalismy spory kawalek i wydawalo sie ,ze juz rzut beretem do Francji. Wszyscy od poranka tacy byli dla nas mili. Pan na stacji dal nam plastikowe worki zeby nimi okryc plecaki, bo koszmarna ulewa nasilala sie co chwile. Jakis przypadkowy koles dal nam 2 plaszcze przeciwdeszczowe....wydawalo sie, ze bedzie dobrze.
Nasz podwoznik wysadzil nas na -zdawaloby sie - idealnej stacji benzynowej z okolic ktorej odchodza 2 drogi na Francje.
Tylko dlaczego do cholery przez 3 godziny nie uswiadczylismy zadnego Francuza?
Sterczelismy w knajpie ktora przeciekala.Ilekroc wydawalo sie ,ze mozemy podjac probe przebiegniecia pod daszek stacji, zaczynalo prac zabami jeszcze silniej.
W koncu przedostalismy sie na stacje by tam spedzic kolejny malo konstruktywny czas.
Nagle Stefek wypatrzyl,ze na parkingu "stoja" polskie blachy.
Jakaz byla nasza podnieta, bo byla to ciezarowka osobowa( wiec do 3,5 tony, zadnych ograniczen i tachomatow). Czekalismy tylko jak nasz potencjalny wybawca sie obudzi.
Troche czas to byl niespokojny i niecierpliwy ale w koncu obudzil sie i po krotkiej rozmowie okazalo sie, ze Krzysiek jedzie do Francji , do Bordeaux, co nas interesowalo.
Samochod okazal sie wlasciwie domem na kolkach. Czego tam nie bylo.... Ale jak nam Krzysiek opowiadal, spedza w aucie praktycznie 80% swojego zycia. Jezdzi po Europie przez 3-4 tygodnie a potem 3 dni w domu i znow rusza w trase.
Jechalismy nieplatnymi drogami , co sie okazalo dla nas zbawienne, bo dzieki temu uniknelismy masowych korkow na autostradach, spowodowanych ulewami w okolicy Bayon.
Krzysiek byl strasznie rownym gosciem. Zjechal z nami do marketu, dzieku czemu moglismy uzupelnic zapasy. Poratowal laptopem - wiekszosc McDonaldow ma WIFI, wiec podjechalismy zeby moc pilne sprawy w necie pozalatwiac. A na noc zaproponowal pake samochodu; dzieki czemu uniknelismy koszmarnego zalania przez nieustajace ulewy.Jeszcze raz w tym miejscu pozdrawiamy Krzycha serdecznie i dziekujemy za uratowanie naszych chudych tylkow.
A Stefek pierwszy raz pogadal se na CB z innym kierowca tira i strasznie sie tym podniecal. Mysle, ze tylko oniesmielenie z wrazenia powstrzymalo go zeby na koniec rozmowy nie powiedziec- BAJO SZEROKOSCI.
Nastepnego dnia dojechalismy za Bordeaux i do ostatniej chwili wahalismy sie jaki kierunek obrac-czy Bretania czy Paryz.
Paryz okazal sie slusznym kierunkiem :)