Mialo byc kolejne mile polecane przez marokanczykow miasteczko.
Moze powinno nam bylo dac do myslenia, ze nikt oprocz nas tam nie wysiadal i znalezienie polaczenia z fezu graniczylo z cudem
Dworzec wygladal jak zwykle przy czym mialo sporo z kurnika
Jak sie okazalo laczy on funkcje targu, bazaru,dworca, rzezni i kurnika
Ale jak sie pozniej okaze jest jedynym sensownym miejscem
Znajdujemy camping miejski pelen marokanczykow,rozbijamy sie w miejscu na obrzezu i ruszamy penetrowac toalety
o jakze bylo to wyjatkowe doswiadczenie ale o tym za chwile
niczym nie zrazeni wyruszamy do centrum bosmy glodni jak szaka laka bum
wiedzeni licznymi logicznymi drogowskazami -jak sie pozniej okaze podzwietlanymi-docieramy po 30 min na miejsce
naszym oczom ukazuje sie cudny deptak krynicy morskiej i gorskiej jednoczesnie, mnostwo trawnikow; lawek, fontann i maroknskich turystow z calego swiata
kupujemy chleb i sardynki w sosie cytrynowym-wyborny wybor gdyz do teraz nam sie nimi odbija
i bedac obiektem westchnien i ogolnego zainteresowania konsumujemy na laweczce nie mogac uwierzyc w jaki to raj nas przywiodlo
na trawie usiasc nie mozna gdyz przybiega dziadek z gwizdkiem i przegania
bialych nie widac
wracajac na camping odkrywamy ze na przeciwko znajduje sie atrakcja uzdrowiska- restauracja z kaskada co sie w nocy mieni niezwykle kolorami i zwierzeta pojawiaja sie co po chwile
na zywo gra muzyka-wjazd 20 dh ,30 dh z drinem
siedzimy wiec za plotem saczac atmosfere bo na nia nas stac
idziemy spac-stefan sie slania jak slonina
okazuje sie to byc poczatkiem jakiegos zasranstwa
praktyczne;
-nie jesc sardynek w sosie cytrynowym
-nie przyjezdzac do Ifranu