-rano jako pierwszy samochod udaje nam sie namowic na wspolna podroz pania, ktora jedzie do chorej mamy vanem( zakupila go w zwiazku ze sklepem z artykulami marokanskimi ktory splajtowal:(byla to jedna z przyjemnijszych pan( rowniez marokanka:)wysiadamy, by po dwoch minutach znalezc sie na tyle land-cruiser'a, by po minucie na nasttepnej stacji mknac juz do tarify z ratowniekiem z czarownego krzyza, ktory ratowal rozbitkow przeprawiajacych sie z Maroka. Kupuja nam wode i wyadazaja w centrum Tarify..
kolejny aniol...Pawel!!!
dzien spedzamy w punkcie gdzie lewym okiem widac morze srodziemne a prawym ocean..plywamy sobie...o 21 zdzwaniamy sie ( to za duzo powiedziane, bo dodzwonilismy sie do pani w Polsce zamiast do Pawla..:) w koncu spotykamy Pawla i zabiera nas do swojego malego raju...przychodza jego..znajomi na grilla i obzeramy sie jak swinki morskie...lub oceniczne bo blizej...( pytanie: jaki jest stosunek muzulmanow do swinek morskich?)
dostajemy lozko..pawel jest wspanialym gospodarzem...
odpoczywamy...regenerujemy sie...i cieszymy sie strasznie ze mamy domek skad nikt nas nie przegania i mozemy siedziec sobie spokojnie...pieknie..
w Taryfie funkcjonuje jedna kafejka...i zdzieraja, wiec poki co nie da sie zbytnio naskrobac...