mgla mgla...wypedzaja nas ze stacji...telefon Jacka nie odpowiada...nic nie wiadomo(widomo) w tym liczebniejszym od Londynu miasteczku...ale poznajemy pewna miejscowa pania wladajaca angielskim w stopniu zskakujacym i pracujaca dla pewnego hostelu i przy posilku w KFC:) dowiadujemy sie wielu pomocnych rzeczy, co pozwala nam dosc latwo zaplanowac dalsza podroz...zostajemy na noc w Holly's hostel - wart polecenia( ale nic specjalengo:)
prawie cale popoludnie zajmuje nam wyslanie nadbagazu...( i dowiadujemy sie ze rzad moze nam zniszczyc zawartosc jak im sie cos nie spodoba....drze wiec o moje spodnie i spiwor!!!;)
rano ruszymy na panny...znaczy pandy;)
a pozniej spotykamy sie z Jackiem - poznanym w Nepalu ( pozdrawiamy) i spedzimy noc w jego domostwie...ot taka relacja po butelce piwa snow;)
piwo nie jest ze snow tylko nazywa sie z angielska;)
Oficjalne podziekowania dla Jacka za cieple przyjecie i goscine...i inne;)