Pustynia, pył i przystanki.
Na pewno warto było doświadczyć tyrpania się zakurzonym autobusem przez pustynię, ale niekoniecznie chce się to robić dwa razy.
Przejazd jest bardzo upierdliwy, wiele kilometrów jedzie się drogą szutrową, a piach i kurz ma się wszędzie.
Po wielu przystankach i godzinach, jesteśmy na wieczór w Perito Moreno. Mieście, w którym nic nie ma.
Co ważne- nasz bilet autobusowy na ten przejazd był tak skonstruowany, że w tym był opłacony nocleg. Więc nie musieliśmy łazić i niczego szukac.
Trafiliśmy do "postsowieckiego" hoteliku, gdzie w części jadalnianej palono papieroso- łącznie z obsługą. Trafiliśmy do dormitorium 4 oobowego, z Hiszpanką, która była somelierką. Dużo ciekawostek nam poopowiadało o swojej pracy i doradziła, które wina kupować w Argentynie. Oczywiście już nie pamiętamy. Ale chodziło o wino z jakiegoś konkretnego szczepu, którego nie ma nigdzie indziej na świecie.
Samo miasteczko- nic szczególnego, ale może w tym jego urok. Sklepy z pustymi półkami sklepowymi, bardzo drogo. Zaopatrzyliśmy sie w rzeczy niezbędne na drugi dzień podróży- tak odkryliśmy urok kanapek z czarną soczewicą z puszki:) Pycha. I papryka!
Wieczór ze szklaneczką wina.